poniedziałek, 26 września 2016

Od Metsen'a cd. Laroty

Przyszło mi dołączyć do tutejszej watahy, w której, ku mojemu cichemu zadowoleniu nie było Worgów. Tutejsze tereny były ciche i spokojne, towarzyszył mi jedynie wiatr, który przyjemnie mierzwił moją sierść oraz odgłosy otaczającej mnie fauny. Mimo tej jakże relaksującej atmosfery cały czas miałem napięte mięśnie. Nie zwykłem pozostawiać swoich starych przyzwyczajeń za sobą, choć prawdopodobnie lepiej dla mnie było by jednak się tego nauczyć.
Odruchowo zniżyłem łeb czując wymowny ucisk na karku, a na ziemi mignął mi cień jakiegoś niewielkiego drapieżnego ptaka. Nieco zdziwiony podniosłem na niego wzrok i obserwowałem jak odlatuje z pustymi szponami. Niemożliwe by postanowił mnie zaatakować, a jednak obniżył lot jakby próbował. Skręciłem ukradkiem zerkając w miejsce gdzie zniknął ptak i przymrużyłem lekko oczy gdy promienie słońca do mnie dotarły. Nie byłem w stanie zrozumieć zachowania tego stworzenia, ale uznałem, że zaprzątane sobie tym głowy to marnotrawstwo czasu. Może ma coś nie po kolei albo się gdzieś uderzył, kto wie.
Po kilku minutach wędrówki przez zawiły szlak pni różnorakich drzew dotarłem do wąskiego strumyka. Zdając sobie sprawę, że zaschło mi nieco w gardle obniżyłem nieco łeb i nieufnie powąchałem wodę, nigdy nie wiesz jakie niespodzianki możesz znaleźć nawet jeżeli woda nie jest stojąca. Nie wyczułem nic specjalnego, więc zacząłem pić łapczywie ochlapując sobie całą brodę. Przeszywający ptasi skrzek sprawił, że uniosłem łeb i spojrzałem w kierunku źródła dźwięku, czując przy tym jak płyn skapuje mi z pyska. Co im do cholery dziś odbija? Jeden ptak mało się nie targnął na mnie, a teraz to. Jakiś ziół się najadły?
Marszcząc delikatnie brwi ruszyłem wolnym truchtem wzdłuż strumienia. Z zasłyszanych informacji wiedziałem, że tutejsze tereny były dość duże, a ja, biorąc pod uwagę brak jakichkolwiek ambitnych zajęć chciałem je w miarę szybko poznać. Przez myśl przeszło mi, że prawdopodobnie prędzej czy później na kogoś wpadnę i nieco straciłem chęci do wycieczek. Miejmy tylko nadzieje, że tutejsi członkowie nie będą zbyt głośni i nachalni, czuli innymi słowy nie staną się dla mnie uciążliwi. Kilka kroków dalej w oczy rzucił mi się jakiś błysk pośród traw. Powoli podszedłem bliżej i ukazał mi się telefon komórkowy. Przekręciłem lekko łeb nie rozumiejąc jak on się tu dostał. Przybrałem ludzką postać i podniosłem go. Nie chciał się odblokować, musiał mieć rozładowaną baterie. Z ciężkim westchnieniem miałem go już zostawić tak gdzie znalazłem gdy dotarł do mnie przytłumiony kobiecy krzyk. Byłem skłonny uwierzyć, że to ona go zgubiła dlatego ruszyłem w jej kierunku.
Ukazała mi się jasno włosa dziewczyna o szczupłej sylwetce i… mokrej głowie. Była rozłożona jak długa na ziemi z rozsypanymi rzeczami z torebki i wyraźnie zirytowana spostrzegła brak komórki. Przymknęła oczy jakby dla złapania chwili oddechu i uspokojenia się. Podszedł do niej i rzuciłem telefon tak, że wylądował w jej dłoni. Zdziwiona podniosła na mnie wzrok po czym posłała mi lekki uśmiech, by po chwili speszyć się faktem, iż była cała mokra.
- Dziękuje. – odezwała się w końcu wstając odrobinę chwiejnie – Jesteś z watahy prawda?
- Owszem. – przytaknąłem jej patrząc jak wkłada telefon do torby.
- Jestem Larota. – w dalszym ciągu się uśmiechając wyciągnęła do mnie dłoń na przywitanie
- Metsan. – odparłem i nieco się ociągając odwzajemniłem gest. Lekko uścisnąłem jej rękę by po chwili poczuć chłód jej palców.

<Larota?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz