niedziela, 2 października 2016

Od Metsan'a cd. Saphiry

Spojrzałam przelotnie na dzieło wadery i ponownie zwróciłem się w jej stronę.
- Ładne czy nie, najważniejsze by spełniały swoje zadanie. – mruknąłem i bez strachu mocno machnąłem skrzydłami by po chwili być nad ziemią. – A co do czasu trwania zaklęcia, to wydaje mi się, że bez problemu wystarczy.
Nigdy nie latałam, ale nudząc się miałem okazje przestudiować parę ksiąg na temat profesjonalnego lotnictwa i dzięki temu teraz szło mi niemalże jak z płatka. Oczywiście, nie możliwym było bym od razu był w stanie perfekcyjnie wyrównać lot, ale po szybko udało mi się wszystko opanować. 
- No nieźle. Kto by się spodziewał, że taki przyziemny basior jak ty da radę niemalże od razu być w stanie ruszyć w drogę ku przestworzom. – rzuciła z uszczypliwą nutą w głosie, a ja tylko zerknąłem na nią z uniesioną brwią.
Wilczyca wyraźnie miała charakterek i choć takie dokuczliwe uwagi wydawały mi się nieco dziecinne to nie miałem zamiaru patrzeć na nią z góry. Po prostu pozostawałem neutralny i czekałem na dalszy rozwój akcji. Kto wie co jeszcze może mi sobą zademonstrować. Zastanawiało mnie czemu jeszcze nie wspomniała nic na temat moich rozmiarów, które w żadnym wypadku nie były normalne, jednak nie byłem do końca pewny czy w jakikolwiek sposób mi wadzi jej brak zainteresowania tą oto rzeczą. 
Nie musiałem długo czekać na Saphire, bo niemalże od razu do mnie dołączyła z lekkim uśmieszkiem. Płynęła w powietrzu zgrabnie i pewnie, bez zawahania czy lęku. Robiła to pewnie od najmłodszych lat, więc nie było się czemu dziwić. Posłała mi krótkie i, ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, wyzywające spojrzenie. Po chwili niczym jaskółka poszybowała przed siebie zostawiając mnie w tyle. Gwałtownie uderzyłem skrzydłami i z dużą siłą podmuchu ruszyłem za nią. Wyraźnie chciała się ścigać, ale nie byłem pewien czy podołam. To w końcu ona była wieloletnim lotnikiem, a ja z samych książek nie nauczę się wszystkiego, to doświadczenie dopełnia wiedze. 
Jej sylwetka zaczęła się nieco przybliżać wraz z upływem kolejnych sekund, a ja nie byłem pewien czy daje mi fory czy może po prostu coraz lepiej sobie radzę. Przyśpieszyłem by po chwili mój cień zamajaczył na grzbiecie Saphiry, która wydawała się niczego nie przeczuwać. Zanurkowałem gwałtownie tak by śmignąć jej przed nosem, ale ona nabrała szybszego tempa i tylko się na mnie obejrzała z delikatnym uśmieszkiem. Zmarszczyłem nieco brwi i poszybowałem za nią. To wyglądało jakby świetnie wiedziała co zaraz się stanie. Nie wiedziałem jak to zrobiła i nawet mając swoje tezy, dopuściłem ten temat i skupiłem się na oddalającej się waderze. 
W końcu miałem okazje się z nią zrównać, ale nie miałem zamiaru lecieć po więcej. Remis w zupełności mi wystarczał, choć przegraną też nie czułbym się zraniony. Lądując nieco się zachwiałem na co Saphira zachichotała rozbawiona. Odruchowo pokazałem jej język zaskakując przy tym sam siebie i szybko go schowałem. Odszedłem wzrokiem w stronę gór i kątem oka zauważyłem jak wadera powtarza mój gest. Prychnąłem niezadowolony ruszając przed siebie i rozglądając się powierzchownie po terenie.
- No to co robimy? – usłyszałem głos wilczycy, która podreptała do mnie lekko z uśmiechem.
- Jak na razie chciałbym nieco się rozejrzeć i zobaczyć co można tu znaleźć. – odparłem wdychając ciężki zapach różnych ziół. Nawet mimo tego, że były świeże oraz nieruszone to i tak wydzielały silną woń. 
Z przyzwyczajenia zignorowałem to i wskoczyłem na pierwszy pagórek, z którego miałem lepszy widok na teren. Gdzieś za sobą usłyszałem ciche kichnięcie i odwróciwszy się zobaczyłem jak Saphira trzyma łapę przy nosie.
- Cóż za intensywne… zapachy. – rzuciła od niechcenia i dołączyła do mnie kręcąc nieco nosem.
- Przyzwyczaisz się, ale jeżeli aż tak bardzo Ci to przeszkadza ot spróbuj oddychać przez pysk. Nie obiecuje, że będzie lepiej, ale zawsze coś. – poradziłem jej obserwując jak ponownie kicha.
- Mmm, tobie to nie przeszkadza, co? – rzuciła mi pytające spojrzenie pocierając przy tym nos łapą.
- Nie, już dawno się z tym oswoiłem. – wzruszyłem lekko ramionami i nie czekając, zacząłem się wspinać pod górę.
- Czyli wybieramy tradycyjny sposób. Na łapach, a nie skrzydłach. – usłyszałem za sobą jej niezadowolony pomruk i na moim pysku pojawił się delikatny, pobłażliwy uśmieszek. 
Nie minęło dużo czasu, gdy ponownie obejrzałem się na Saphire.
- Może wolałabyś iść pierwsza? Nie czuje się zbyt dżentelmeńsko zostawiając się z tyłu. – obserwując ją czekałem na odpowiedź. Wadera kiwnęła głową i bez wahania mnie wyprzedziła.
- No proszę, jaki ty uprzejmy. – odparła nieco uszczypliwie by po chwili jej pysk rozciągnął się w szerokim uśmiechu.
Wydałem z siebie głęboki pomruk i mimo, że był donośny to nie agresywny. Dostarczyłem tym wilczycy powód do śmiechu i z westchnieniem ruszyłem dalej tym razem będąc na tyłach. Kawałki góry łatwo się obsuwały biorąc pod uwagę ich budowę i dlatego też musieliśmy iść ostrożnie. Szło nam nawet nieźle, bez większych komplikacji do momentu, w którym Saphira trafiła łapą na niestabilny kamień i osunęła się na mnie. Podniosłem gwałtownie łeb i jej zad znalazł się na mojej piersi.
- Ups… - wadera zaśmiała się cicho, ale nie zdziwiłbym się gdyby była odrobinę zażenowana.
- Zdarza się. – mruknąłem tylko po czym pozwoliłem by na spokojnie mogła się pozbierać i iść dalej.
Promieniowałem dziś niesamowitą cierpliwością, a nawet się nie starałem. Odrobinę mnie to cieszyło, bo dzięki temu przynajmniej nie miałem nadszarpanych nerwów, a dodatkowo nawet… miło mi mijał czas. Powoli dotarliśmy na szczyt i jedyne co nam pozostało to ześlizgnąć się na dół do przerwy między górami, by tam się rozejrzeć. 
Rozłożyłem skrzydła i spojrzałem na Saphire zachęcająco. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź, bo praktycznie od razu poszybowała ona w dół. Wzdychając ciężko ruszyłem za nią i czując wiatr mierzwiący moją sierść uśmiechnąłem się lekko. W sumie posiadanie skrzydeł na co dzień musiało być nawet przyjemną sprawą, ale nie powiedziałbym, że komukolwiek ich zazdrościłem. 
- Tutaj to jest dopiero zaduch. – wychrypiała wilczyca kichając dwa razy pod rząd. 
- Na zdrowie. – powiedziałem tylko i przeszedłem do oglądania kolejnych to okazów roślin.
Wadera za to przysiadła z boku i tylko mi się przyglądała czasem się krzywiąc i powstrzymując kolejne odruchy wywoływane przez jej podrażniony nos. 
Nie znalazłem nic ciekawego albo raczej niczego nowego. Zlokalizowałem kilka rzadszych ziół, ale miałem już z nimi do czynienia, więc bez większego entuzjazmu po prostu zbierałem kolejne to rośliny. 
- Co to? – nagły odzew ze strony Saphiry wyrwał mnie z zamyślenia i z lekkim zdziwieniem zauważyłem, że siedzi obok mnie.
- Babka zwyczajna. – odparłem wracając do zbierania.
- Do czego służy? – z nutą zaciekawienia obserwowała moje poczynania i czekała na odpowiedź.
- Cóż, ze świeże liście można przykładać zwichnięcia czy rany, dodatkowo sok z nich jest bakteriobójczy. Napar z ususzonych pomaga oczyścić organizm z toksyn, obniżyć temperaturę, zlikwidować stany zapalne. Działają zbawiennie na układ trawienny, moczowy i oddechowy. – rzeczowym tonem opowiadałem jej o roślinie i po chwili dodałem – Więc jeżeli kiedykolwiek będziesz mieć wrzody żołądkowe to wiesz czego szukać. 

<Saphira?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz