poniedziałek, 31 października 2016

Od Akuroshi cd. Calamity

Leżałam półprzytomna, próbując zasnąć. Ze zmrużonymi oczami zerkałam co jakiś czas na Calamity. Widać było, że się martwiła. Mogłabym ją pocieszać, ale i tak nic to by nie dało. Po za tym jestem zbyt zmęczona, by to zrobić. Nie było tu zbyt wygodnie, tym bardziej dla mnie. Jestem przyzwyczajona do miękkich obłoków, a nie do twardej ziemi. Cóż, lepsze to niż spanie pod gołym niebem. Zamknęłam oczy i wzdychając, odleciałam do krainy snu. Wszystko było tam takie kolorowe, pełne życia, czyli takie, jakie ja lubię najbardziej. Obudziłam się wczesnym rankiem. Moja towarzyszka chyba nie spała całą noc. Wyciągnęłam się i otrzepałam z ziemi.
-Mówiłam ci, że nic się nam nie stanie. – powiedziałam pełna energii – Sprawdzę z góry, gdzie jesteśmy – dodałam po chwili wzbijając się w stronę chmur. Chłodne powietrze mierzwiło mi futro, ale podobało mi się to. Lubię posiedzieć od czasu do czasu w zimnie. Nie bez powodu moją ulubioną porą roku jest zima. Chociaż tutejsza jesień jest bardzo kolorowa, dzięki czemu zyskała u mnie duży plus. Rozejrzałam się. Byłyśmy już blisko celu. W oddali ujrzałam... Śnieg? Było tak jezioro pokryte lodem, którego o dziwo nie zauważyłam. Wyglądało to tak kusząco. Stanęłam na chmurze, zerkając to w stronę jezioro, to w stronę Calamity, to w stronę głównej siedziby. Myśli mnie rozdzierały, jednak i tak nie miałam wyboru. Przelecę się tak innym razem. Użyłam swojej maksymalnej prędkości, dzięki czemu zaraz siedziałam obok wadery.
-Długo ci tam zeszło, czy coś się stało? – spytała z nutką niepokoju. Chociaż tego nie odczuwałam, naprawdę siedziałam tam długo. Za dużo myśli mnie napadło przez ten lód.
-Nie, po prostu trochę się zasiedziałam. – powiedziałam przez zęby - Tak swoją drogą to jesteśmy niedaleko.
Znowu rozpoczęła się cicha wędrówka. Nie będę ukrywać, że trochę mnie to irytowało. Mojej towarzyszce cisza raczej nie przeszkadzała. Żeby się czymś zająć, przyglądałam się uważnie spadającym liściom. Wyglądały, jakby tańczyły pewien kolorowy taniec. Po chwili znając moje szczęście, musiałam nadepnąć na coś ostrego. Zatrzymałam się, przyglądając ranie. Krew spływała mi po łapie, kapiąc na ziemie. Na szczęście nie czułam bólu. Zapominając na chwilę o czyjejś obecności, szybko zaszyłam się w lesie. Po chwili wróciłam z odkażoną i opatrzoną łapą.
-Wybacz za nieobecność – zaśmiałam się cicho.

<<Calamity? Nie martw się, ja też nie mam weny, a opowiadania zawsze wychodzą mi krótkie ;p >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz