sobota, 26 listopada 2016

Uwaga!

Tymczasowo zawieszam swoją obecność na blogu... może kiedyś wrócę, ale czasem w życiu jest taki okres, że nie wie się co ma się robić, aby było dobrze... Ale proszę was, wy nie odchodźcie przeze mnie, wy jesteście członkami tej watahy. Kiedy wrócę, chciałabym widzieć tutaj aktywność i nowych ludzi. A na pewno wróce...
Jeśli jednak mnie nie będzie w wakacje... to przepraszam, ale to znaczy, że jednak nie wrócę, a Betha Dracon stanie się Alphą Draconem.
~Saphira

czwartek, 17 listopada 2016

Od Anadil cd. Lyry

Mimo zjedzonego wcześniej zająca musiałam przyznać, że antylopa była wyborna. Nie rozumiałam, co ta wadera, swoją drogą bardzo miła, widziała w roślinach. Tak, jasne. Zdrowe, no i takie fit. Nie to, że nie próbowałam. Owszem, znalazłam kiedyś takie zielone, co to miało liście kwaśne jak nie wiem co. Od tego czasu przerzuciłam się na mięso.
Zapytałam nową znajomą o to, co to mogło być.
- Nie wiesz? Przecież to szczaw. - odparła Lyra z autentycznym zdumieniem.
- Błee, ochydny był. - udawałam, że kaszlę z obrzydzenia.
Wadera zachichotała, po czym zbliżała się z niesmakiem.
- Ochyda to twoje mięsne ścierwa.- prychnęła niby to poważnie, ale już ją wiedziałam, że ledwo skrywa śmiech.
Ja także już dokończyłam jeść.
- Wcale nie-e! Wiesz, nie wiem jak ty, ale ja idę dalej. Chcesz? - z nadzieją spojrzałam na wilczycę. Towarzyszka byłaby mile widziana...
- Mhm.- mruknęła.
Ruszyłyśmy ścieżką przez las. Dookoła liście sypały się kolorową kaskadą na wilgotną ziemię. Wtem zauważyłam taki malutki krzaczek z jakimiś owocami. Szturchnęłam Lyrę.
- Cooooo? - jęknęła.
- No patrz. Tam, widzisz?
Wadera spostrzegła krzak i radośnie pobiegła w jego stronę. Obwąchała dokładnie owoce po czym kłapnięciem połknęła jeden.
- Py-cho-ta! To chyba jakaś późna odmiana malin... Spróbuj tylko!
Niechętnie liznęłam jedną malinkę.
- Ej, tak nie poczujesz smaku! No zjedz!
Naburmuszona skubnęłam owocek.
- Ty, jakie to dobre!
- A nie mówiłam!?
Obie oskubałyśmy krzaczek do resztek, dopóki nie została na nim żadna niebiańsko smakująca malina.

( Lyra? )

środa, 16 listopada 2016

Od Blade'a

Śmierć bliskich?

Śmierć... Niby nic, ale gdy tylko to się stanie... Czy kiedyś was zastanawiało jak czuje się ktoś, kto stracił bliską osobę?! Bliskiego wilka? Czy to Ci się zdarzyło?
Sam za szczeniaka nie wiedziałem co to śmierć. Z czasem (paru dni), się dowiedziałem. Inaczej ból, smutek, samotność, przygnębienie... To jest coś nieprawdopodobnego... Coś okropnego, co zadaje nam cios w samo serce! Nie da się tego dokładnie wyjaśnić. Nie da się tego wytłumaczyć. Większość na pewno mówi, że przecież to czeka każdego! Mnie, ciebie, kolegę, koleżankę, rodzinę... I co wtedy czujesz? Ja? Wszystko na raz. Serce nadal cierpi, najczęściej aż do śmierci. Niektórych wykończy psychicznie, ale co poradzić? Nie da się tego ominąć, nie da się z tego kółka wyjść! Rodzisz się, umierają dziadkowie potem rodzice, bliscy, a na końcu ty. Chyba że się wcześniej powiesisz lub ktoś inny zrobi to pierwszy. Samobójstwo? Przestępstwo? Zabójstwo? To wszystko brzmi łagodnie, ale np. jakby cię zarzynali, to byś miał dość już przy pierwszym cięciu! Ja sam mam mieszane uczucia i to są moje zdania. Moje myśli, uczucia. Wy... Co wtedy czujecie...? Pewnie to teraz do was nie trafi... Jeżeli jest ktoś np. z patoli? To co? On jest dla niektórych wtedy najgorszy... Ale czemu? Najprędzej dlatego, że tak go wychowali rodzice, a może tylko z powodów rodziców? Stoję czasem w jednym miejscu, czas mija niepostrzeżenie. Byłeś niedawno szczeniakiem a jesteś już dorosły. Tak samo w życiu ludzkim. Na początku masz wszystko gdzieś, a potem jak dojdzie coś do czegoś to robisz nabiegu i byle jak. Później żałujesz do usra**j śmierci. To jest życie!!! To nie film. Robisz jeden jedyny błąd i... Możesz stracić życie, na zawsze... To nie jest... Niektórzy wiele razy mają na swoje życie wyje**ne, a to dlatego, że go nie doceniają! Nie potrafią cieszyć się tym, co mają. Miałem w życiu wiele takich sytuacji. Wojny nigdy się nie skończą, a już lepiej nie mówić o zabójcach, samobójcach, gwałcicielach i pedofilach. Pytam się co to ma być? To raczej nie jest normalny świat i nigdy nim nie będzie...

poniedziałek, 14 listopada 2016

Od Lyry cd. Anadil

- Kim jesteś? – spytałam przyglądając się waderze.
Ona miała siedem ogonów! To… To nie jest możliwe, nie? Chwyciłam różdżkę przywołaną z Duat. Tak… Tak na wszelki wypadek, gdyby zaatakowała.
- Nazywam się Anadil – rzekła. Jej głos był dość. łagodny. Skierowałam różdżkę ku ziemi.
- A ty? – spytała – Kim jesteś?
Z nerwów przełknęłam ślinkę.
- Lllyra – jęknęłam – Lyra.
Wadera spojrzała na różdżkę w mojej łapie. Ona chyba mogłaby wywołac duże zdziwienie. Zapytała o nią.
- Tak – powiedziałam – jestem magiem egipskim – szepnęłam.
- Ja jestem łowczynią – powiedziała – Gdzie idziesz? Bo ja do watahy.
Nie mogłam wypaplać swego sekretu. Ale co powiedzieć?
- E…. – jęknęłam – Ja… Ja też do watahy….
- Serio? – cieszyła się Anadil – To chocmy razem!
Jęknęłam cicho. Popadłam w kłopot. Przywołałam z Duat upolowaną antylopę.
- Mogę? – spytała wadera. Pokiwałam głową,
- Jeśli cię nie obrzydza, to proszę, poczęstuj się. Ja jestem wegetarianką. Ale nie na dobrych roślin w okolicy i muszę się żywic niestety mięsem.
- Wilk wegetarian? – spytała – To nie codzienny widok.
- Pewnie – z niechęcią oderwałam kawałek zwierzęcia. ,,Ochyda`` - pomyślałam jedząc.
- Jesteś…. Waderą? Bo mi nie wyglądasz.
- Prawie – powiedziałam – mam rok i sześć miesięcy. Niedługo.
Polubiłam tą nieznajomą. Była tak samo ciekawska, co ja.

<Anadil?>

Od Lyry cd. Lyod'a

Ktoś pewnie zapyta, jak się czułam z nadzianym sztyletem w grzbiecie. Wręcz okropnie. Rana pulsowała, a ja wiedziałam, że to nie oznacza nic dobrego. Wręcz przeciwnie. Pojękiwałam po cichu z bólu. Ostatnim ruchem jaki zrobiłam w ciemności to wzięcie różdżki do pasa, oraz przybliżenie do siebie plecaka i zaniesienie go w głąb Duat. A potem koniec. Game over. Straciłam czucie w nogach i łapach. Pięknie. No, lepiej być nie może! Po jakimś nieokreślonym czasie przypomniałam sobie walkę ze złowrogą Nike i jej głupiutkimi towarzyszkami. Nie miałam wyczucia czasu. Minęła minuta, godzina, czy może jeden dzień? Po długim czasie otworzyłam oczy. Spodziewałam się widoku labiryntu. Ale tak nie było naprawdę. Jeszcze cierpiałam z powodu zdrady kolegi i starałam się o nim zapomnieć. Ale to mi się nie udawało. Wciąż coś brzęczało mi w głowie: Lyod cię zdradził! Lyod cię zdradził! Le przejdźmy dalej. No więc otworzyłam oczy. Leżałam na trawie. Na de mną stała szara wadera. Miała mocno fioletowe włosy i posiadała skrzydła. Wywołało to u mnie lekki strach i niepokój. Lyod siedział obok. Wpatrywał się w podłogę. Był znacznie bardziej przygnębiony niż ostatnio. Doszłam do równania, że to on mnie wyniósł z tego labiryntu. Mruczenie w głowie ustało. On mnie uratował. Nie wiedziałam, czy mam się śmiać, czy płakać. Oboje teraz zauważyli, że odzyskałam przytomność.

<Lyod?>

niedziela, 13 listopada 2016

Od Akuroshi

Wiedziałam, że muszę odwiedzić tamte zamarznięte jezioro. Musiałam to zrobić. Normalnie bym szybowała, ale postanowiłam, że się przejdę. Przy okazji zawsze można coś upolować, prawda? Głód mi doskwierał, także zaczęłam węszyć. Byłam troszkę zirytowana, bo nie mogłam nic znaleźć. W końcu się udało. Znalazłam stadko saren. Kręcił się tam też jeleń. Zastanawiałam się, czy odpuścić, czy zaryzykować. Eee, tam. Wilk ma sobie nie poradzić? Ostatnio dużo trenowałam w górach, gdzie nikomu nie zrobiłabym krzywdy. Problem polega na tym, że jak się rozkręcę, to ucierpi teren. Dlaczego wiatr? Trudno nad nim zapanować i nie jest bezpośredni. Jeszcze moje roztargnienie. Uśmiechnęłam się do siebie. Spojrzałam w niebo. Były chmury, także mogę zaatakować z nich. Mam tylko nadzieję, że nie ma tu nikogo z watahy. Wzleciałam w górę. Po chwili rozglądałam się w chmurach. Rzadko poluję używając mocy. To będzie ciekawe doświadczenie. Nadeszła idealna chwila. Pomknęłam w dół. Później wszystko działo się za szybko. Skończyło się tym, że zabiłam jelenia i dwie sarny. Pozostałe uciekły, znikając pomiędzy drzewami.
-To za dużo jak dla mnie – pomyślałam głośno. Napchałam się jedną zwierzyną, a zostały mi dwie. Mój cel podróży był nie daleko. Nie poradnie zanosiłam kawałek jedno, potem wracałam po drugie. Trwałoby to wieczność, ale los mnie obdarzył prędkością. Wiem, że nie jestem silna. Właściwie to jestem bardzo słaba. Polegam na prędkości, skrzydłach i magii. Gdyby nie to, nigdy bym tu nie dotarła. Pewnie od kilku lat leżałabym martwa. Nie przeszkadzało mi to. Nie dopuszczałam do siebie zła tego świata, tylko z uśmiechem podążałam przed siebie, przeszłość zostawiając w tyle. Wreszcie udało mi się. Dotarłam. Jezioro pokryte lodem, wokoło śnieg. To mój raj na ziemi. Położyłam zdobycze i podeszłam do zamarzniętej wody. Rozprostowałam skrzydła i zamknęłam oczy, czując jak wiatr bawi się moją sierścią. Jak dobrze mieć grube futro. Usłyszałam za sobą kroki i skrzypienie śniegu.

<<Ktoś?>>

sobota, 12 listopada 2016

Blade - Obrońca Alph i nauczyciel obrony

http://img07.deviantart.net/7b96/i/2013/304/4/3/these_complicated_feelings_by_a_n_e_r_i_s-d6sgine.png
http://7.s.dziennik.pl/pliki/3913000/3913491-mezczyzna-900-664.jpg
IMIĘ: Blade
PSEUDONIM: Storm Blade [czyt. Blejd]
PŁEĆ: Basior
WIEK: 2 lata
RASA: Wilk Balto (dawniej mroczne wilki), oraz wilk ziemi
STANOWISKO: Obrońca Alph i Nauczyciel obrony
MOCE:
~Czytanie w myślach
~Potrafi przez swoją rasę (wilk Balto) rozmawiać z duszami
~Dobrze panuje nad magią dotyczącą ziemi
~Potrafi wyczarować dla siebie magiczne skrzydła na dany czas, max. 1 godzina. Wyczerpuje ta magia sporo jego energi.
CHARAKTER: Blade jest wilkiem jednym z tych, które chcą postawić na swoje. Jest wierny, przyjacielski, czasami krnąbrny, ale rzadko się to zdarza. Jego rasa dużo na niego wpłynęła, więcej ma z wilka ziemi, ale nadal nie zaniedbuje jego drugiej rasy. W życiu dużo wycierpiał, przez co rozumie problemy innych. Dobrze się z porozumiewa, z wilkami, jak i innymi zwierzętami. Często woli być samotny. Najczęściej jak ma jakiś prywatny problem, nie chce mówić komuś co się dzieje, jak się czuje. Woli sam te problemy rozwiązać. Uwielbia otaczającą go przyrodę oraz przyjaciół. Nie lubi o sobie rozmawiać, jest bardziej w tych tematach skryty. Jednak o kimś innym woli dowiedzieć się jak najwięcej. Drażnią go wilki, które przezywają jego i jego bliskich. Wtedy najczęściej stanie do jakiejś bójki...
HISTORIA: Przed przyłączeniem się do watahy Blade był samotnikiem przez 1 rok. Rodziców stracił, gdy miał 2 miesiące, a wszyscy się od niego odwrócili, gdy miał 4 miesiące. Nie lubi dlatego opowiadać o swojej historii. Od samego początku wiedział, że jego życie nie będzie barwne. Od dziecka mówił sobie ,,Never Give Up", to go stawiało na nogi. Po ukończeniu 2 miesięcy tak jak już mówiłam, stracił swoich najbliższych. Matkę podpalili, a ojca... Zagryźli na śmierć i to wszystko na oczach Blade'a. Po tym wszystkim z całą jego dawną watahą, przenieśli się do innego miejsca, zwanego wtedy: Górą losu. Miejsce Alphy, czyli jego ojca, przejął Redo, bo 3-miesięczny wilczek nie mógł iść na jego miejsce. Wszystko się zmieniło, wcześniej lubiany przez wszystkich wilczek, stał się kozłem ofiarnym. To wszystko przez Red'a. On chciał Blade'a pohańbić. Raz nawet zabić, gdy skończył 5 miesięcy. Redo, naszykował zasadzkę. Prawie było już po Bladzie, w ostatniej chwili się zmiarkował... Uciekł, nigdy już nie wracając do starej watahy. Skończył 1 rok i nadal błąkał się, a nóż, widelec by kogoś znalazł. Sam wszystkiego się nauczył. Musiał polegać tylko na sobie. Stracił nawet swojego przyjaciela... Oddał za Blade'a życie. Następny rok błąkania, nie dawał plusów, prócz tego, że nauczył się swoich mocy. Wiedział jak już coś zrobić. Tylko nadal nie miał tropu ani jakiejś watahy, ani jakiegoś wilka. Skończył 2 lata i w końcu los się do niego uśmiechnął. Z oddali zobaczył wilki. Widział watahę, na szczęście inną. Jego radość była ogromna. Pobiegł w ich stronę. Od razu spotkał Alphe, porozmawiał z nią. Przyłączył się do watahy Tajemniczej Mgły. Od tond nikomu nie mówił swojej historii, kto zabił jego rodziców... Może ktoś się kiedyś znajdzie komu zaufa i opowie ją...
WYGLĄD: Blizna na lewej łapie. Na klatce piersiowej ma również bliznę, wyrządzoną przez Red'a. Zawsze nosi przy sobie czerwony kryształ na sznurku, który nosi na szyi, dostał go od Ojca przed jego śmiercią...
RODZINA: Ojciec został zabity, gdy wilczek skończył 2 miesiące. Matka została spalona, przez tych osobników, którzy zabili Ojca. Prawdopodobnie Blade miał brata bliźniaka, który zaginął w wieku 1 miesiąca, nie mówi o nim, bo sam go nie zna nie wie nawet jak się nazywa...
INNE INFORMACJE: Interesuje się szpiegostwem oraz obroną/ochroną watahy. Uwielbia przebywać ze szczeniakami, przez co chce zostać ich nauczycielem obrony.
ZAUROCZONA/Y: brak
PARTNER: brak
POTOMSTWO: brak
INNE ZDJĘCIA: http://img08.deviantart.net/c67c/i/2014/354/9/c/but_maybe_a_wolf_can_by_anerris-d8ajob0.jpg
WŁAŚCICIEL: Howrse: Kometi Email: nati_pony@o2.pl

czwartek, 3 listopada 2016

Zmiana konta

Ponieważ moje konto Pandemonium. zostało skradzione, a następnie usunięte, przenoszę się na nowe, czyli Dangerous.
~~Beta Dracon

poniedziałek, 31 października 2016

Od Akuroshi cd. Calamity

Leżałam półprzytomna, próbując zasnąć. Ze zmrużonymi oczami zerkałam co jakiś czas na Calamity. Widać było, że się martwiła. Mogłabym ją pocieszać, ale i tak nic to by nie dało. Po za tym jestem zbyt zmęczona, by to zrobić. Nie było tu zbyt wygodnie, tym bardziej dla mnie. Jestem przyzwyczajona do miękkich obłoków, a nie do twardej ziemi. Cóż, lepsze to niż spanie pod gołym niebem. Zamknęłam oczy i wzdychając, odleciałam do krainy snu. Wszystko było tam takie kolorowe, pełne życia, czyli takie, jakie ja lubię najbardziej. Obudziłam się wczesnym rankiem. Moja towarzyszka chyba nie spała całą noc. Wyciągnęłam się i otrzepałam z ziemi.
-Mówiłam ci, że nic się nam nie stanie. – powiedziałam pełna energii – Sprawdzę z góry, gdzie jesteśmy – dodałam po chwili wzbijając się w stronę chmur. Chłodne powietrze mierzwiło mi futro, ale podobało mi się to. Lubię posiedzieć od czasu do czasu w zimnie. Nie bez powodu moją ulubioną porą roku jest zima. Chociaż tutejsza jesień jest bardzo kolorowa, dzięki czemu zyskała u mnie duży plus. Rozejrzałam się. Byłyśmy już blisko celu. W oddali ujrzałam... Śnieg? Było tak jezioro pokryte lodem, którego o dziwo nie zauważyłam. Wyglądało to tak kusząco. Stanęłam na chmurze, zerkając to w stronę jezioro, to w stronę Calamity, to w stronę głównej siedziby. Myśli mnie rozdzierały, jednak i tak nie miałam wyboru. Przelecę się tak innym razem. Użyłam swojej maksymalnej prędkości, dzięki czemu zaraz siedziałam obok wadery.
-Długo ci tam zeszło, czy coś się stało? – spytała z nutką niepokoju. Chociaż tego nie odczuwałam, naprawdę siedziałam tam długo. Za dużo myśli mnie napadło przez ten lód.
-Nie, po prostu trochę się zasiedziałam. – powiedziałam przez zęby - Tak swoją drogą to jesteśmy niedaleko.
Znowu rozpoczęła się cicha wędrówka. Nie będę ukrywać, że trochę mnie to irytowało. Mojej towarzyszce cisza raczej nie przeszkadzała. Żeby się czymś zająć, przyglądałam się uważnie spadającym liściom. Wyglądały, jakby tańczyły pewien kolorowy taniec. Po chwili znając moje szczęście, musiałam nadepnąć na coś ostrego. Zatrzymałam się, przyglądając ranie. Krew spływała mi po łapie, kapiąc na ziemie. Na szczęście nie czułam bólu. Zapominając na chwilę o czyjejś obecności, szybko zaszyłam się w lesie. Po chwili wróciłam z odkażoną i opatrzoną łapą.
-Wybacz za nieobecność – zaśmiałam się cicho.

<<Calamity? Nie martw się, ja też nie mam weny, a opowiadania zawsze wychodzą mi krótkie ;p >>

Informacja od Bety

Jeśli ktoś ma zamiar dołączyć i wysłać do mnie formularz, to nie wstawię, jeśli będzie miał dwa zdania w tych punktach, gdzie można się rozpisać. Alfa jest może i wyrozumiała, ale oczy bolą, gdy widzą dwu zdaniowy charakter. Dlatego jeśli ktoś chce, aby słaby formularz został dodany, proszę wysyłać do alfy Saphiry, a nie do bety Dracon'a, bo nie przyjmuje takich formularzy. Jestem wyrozumiała, ale ludzie, nie przesadzajcie. To na prawdę razi w oczach i boli serce. Jeśli Saphira chce takie dodawać, to proszę bardzo. Ale nie ja.

~~Dracon

Od Lyod'a cd. Lyry

Umówiłem się z tym kimś, że jeśli przyprowadzę Lyrę do niego, to będę miał spokój nie tylko od tego szczeniaka, to jeszcze będę mógł pożyć. Zgodziłem się, bo nic nie miałem do stracenia. Lyra nic dla mnie nie znaczyła, w przeciwieństwie do własnego życia. Tak więc bez problemu mogłem ją oszukać, niestety gdy zacząłem z nią rozmawiać, coś we mnie jakby pękło. Nie mogłem się wpierw normalnie wysłowić, a potem nie byłem pewny co do tej umowy.
Słyszałem odgłosy walki, krzyki, jakieś dziwne zaklęcia, zapach krwi. Nie wiedziałem co się działo, bo niczego nie widziałem. Byłem ślepy, więc jedynie mogłem polegać na węchu i słuchu. Niestety dużo mi to nie dało. Nagle ziemia zaczęła drżeć od jakiegoś tupotu, a do tego słyszałem krzyk tego kogoś, z kim miałem ta cholerną umowę. Nie wiedziałem co miałem robić. Do mojego nosa doszedł zapach krwi i czułem przyśpieszone bicie serca. Czułem obecność dwóch osób - jednym z nich zapewne była Lyra, a drugim towarzysz wroga. Jego samego gdzieś wywiało, a drugiego nigdzie nie było, a podczas walki poczułem, że nagle znika. Ruszyłem za zapachem krwi, aż dotknąłem ciała. Okazało się, że to był szczeniak, bo usłyszałem jej ciche stęknięcie bólu. Z jednej strony miałem wyrzuty sumienia, że pozwoliłem jej walczyć, ale z drugiej strony byłem zły na tego kogoś, że jej nie wykończył. Dlaczego? Bo teraz będę miał wyrzuty, jeśli jej nie pomogę. A do tego i tak nie pozbyłem się tej szczęśliwej wariatki, więc nic nie wyszło na dobre. Wziąłem ją na grzbiet i ruszyłem za zapachem watahy, a raczej medyka. Bo co miałem z nią zrobić? Nawet nie wiem co jej było!

<Lyra? Ciesz się>

Postarzanie

Jutro jest nowy miesiąc, także postanawiam dzisiaj was postarzyć o miesiąc, oprócz tych wilków:
  • Scar
  • Noctinus Darkein

~~Dracon

Od Lyry cd. Lyod'a

Obudziłam się następnego dnia o dziewiątej. Na śniadanie zjadłam trochę jagód, trochę malin, roślin i borówek; taką jakby sałatkę. Wiem, niezbyt dobry jadłospis dla wilka, ale przynajmniej zaspokoiłam głód. Faktycznie obok siebie znalazłam plecak. Mamie chodziło o to, żebym została magiem? Na to wygląda. Schowałam różdżkę do pasa, którego przywiesiłam na boku; zrobiłam go z mocnych korzeni i liści. Zajrzałam do zwoju. Było tam tak napisane:
Witaj, córko, to są zaklęcia:
mah - palić
seper - chybić
he-dżi - niszczyć
Haket - Jak masz laskę, to możesz tym zaklęciem ją przywołać, ale ja ci nie dałam, bo nie miałam.
sehai - zburzyć
Dżedu - granica
Upi - otwierać
Hedż - bariera ochronna
Czes - wiązać (Czar najczęściej do Wstęg Hatior)
Gom - ożywić (Czar najczęściej do Gliny)
Dopiero potem nauczysz się przywoływac patrona Izydy. To twoja patronka od dziś.
Gapiłam się na zaklęcia. Na wszelki wypadek nauczyłam się ich na pamięć, i robiłam próby na przedmiotach. Nie zrobiłam tego z przyjemności- nigdy w życiu! Zrobiłam to, bo te przedmioty były jedyną bronią, którą miałam aktualnie przy sobie. Więc nie marudziłam. Nagle usłyszałam szelest. Odwróciłam się i zauważyłam Lyod`a. Wiedziałam, że się jeszcze spotkamy, ale nie tak szybko!
- Hej! – krzyknęłam – Jak tam u ciebie? Stęskniłeś się?
Skrzywił się, wiedząc, że odzyskałam poczucie humoru.
- Nie… Chodź za mną. Muszę ci coś pokazać.
Przełknęłam ślinę.
- Gdzie??? – spytałam – I po co? Lyod, wolałabym wiedzieć…
- Kkktoś chce się z tobą zobaczyć. Czeka na Ciebie koło Labiryntu. Zaprowadzę Cię. Jak… Jak chcesz.
Wilk plątał się w słowach. Coś musiało być nie tak. Wyczułam to. Wyczułam, że czegoś się obawia.
Ale ufałam mu; wzięłam plecak i poszliśmy.

Doszliśmy do Labiryntu. Zrobiłam kilka kroków, żeby zobaczyć wejście. Gdy się odwróciłam Lyod`a nie było. Wyciągnęłam różdżkę. Coś BYŁO nie tak. Zaczęłam go szukać. Nie pożegnał się? Szkoda. Weszłam do labiryntu. Kilka godzin krążyłam po nim, bo się zgubiłam. Doszłam do ślepego zaułka. Westchnęłam i odwróciłam się. To było niemożliwe… Stała tam Nike i jej dwie towarzyszki. Wszystkie koty były dwa razy większe ode mnie… Najbardziej trapiło mnie, że Lyod… Zdradził mnie? Nike wyglądała normalnie, ale ją opiszę. Jej futro było białe. Miała noże na boku. Jakoś moja odwaga wyszła ze mnie, jak powietrze z przekutego balona. Trzymałam różdżkę, a w drogiej ręce laktam się nazywały… Wstęgi Hathor. Złote wstęgi błyszczały w słońcu. Tak samo, jak noże Nike.
- Spokojnie – mruknęła do swoich towarzyszek – Nie umie pewnie jeszcze posługiwać tymi egipskimi przedmiotami.
,,To się zdziwisz`` - pomyślałam. Trzy pantery śnieżne okrążyły mnie. Nie było ucieczki, bez walki – na pewno nie.
- Czes! – Krzyknęłam.
Drapieżne wstążki związały towarzyszkę Nike po prawej. Upadła z krzykiem na ziemię, jak worek kartofli. Teraz miałam tylko różdżkę… I nie mogłam użyc zaklęcia He – dżi, bo bym wysadziła nas wszystkie. Zbyt wielkie ryzyko…
- Sehai! – krzyknęłam i druga towarzyszka Nike zmieniła się w czarny pył. Zniszczyłam ją – nie zabiłam.
- Myślisz, że takimi głupiutkimi zaklęciami mnie pokonasz? – zaśmiała się. To one raczej były beznadziejne – powiedziała.
Obie jej towarzyski warknęły obrażone. Nike rzuciła nuz we mnie.
-Seper! – krzyknęłam. Nuż ominął centymetr od mojej sierści.
Nike warknęła. Ja zaczęłam grzebać w plecaku. Wyjęłam błyskawicznie glinę z folii i zaczęłam lepic. Gdy skończyłam, figurka przedstawiała hipopotama.
- Gom – szepnęłam kierując różdżkę w stronę figurki.
Nagle Hipopotam zaczął rosnąc! Przybrał normalnych rozmiarów. Nike nie mogła atakowac. Odsunęła się. Ale gdy wbiłam wzrok w ogromne zwierzę poczułam sztylet w grzbiecie. Zaskoczona spojrzałam na to miejsce. Nuż aż po rękojeść był w moim ciele. Coraz więcej krwi lało się z rany. Zobaczyłam tylko uciekającą Nike i goniącego ją hipopotama. A potem ciemnośc. Czy to koniec?

<Lyod?>

niedziela, 30 października 2016

Noctinus Darkein - Obrończyni

IMIĘ: Noctinus Darkein
PSEUDONIM: Nocta, Dark, Tina, ale najczęściej nazywają ją Nocta
PŁEĆ: Wadera
WIEK: 4 lata
RASA: Darkenus Firne
STANOWISKO: Obrończyni Alph, Obrończyni Beth
MOCE: Nocta potrafi panować nad nocnymi gwiazdami, dzięki czemu może przyzywać duchy, które wstąpiły do galaktyki (nazywane niebo, nowy świat itp.). Potrafi też wejść do jakiejś istoty żywej i pokazać mu/jej jego/- najgorsze koszmary. Gdy jest pełnia może to zrobić za pomocą wzroku (warunek: Ten wilk musi na nią patrzeć) Potrafi też władać czarną magią. Jej najlepszą umiejętnością jest przemiana z materialnego wilka w niematerialny cień.
CHARAKTER: Nocta jest typowym wilkiem czarnej magii - potrafi się dostosować. Lecz zawsze na początku jest nieufna, cicha i odpowiada tylko na pytania. Nie sądź, że na początku powie coś więcej niż odpowiedź. No... chyba, że spytasz o jej umiejętności, rodzinę lub przeszłość. Lepiej nie pytaj. Gdy zdobędziesz jej zaufanie (jeśli zdobędziesz) będzie milsza i bardziej towarzyska. Kocha ryzyko i nie boi się słów "śmierć". Kocha żyć na krawędzi. Ale też boi się utraty panowania nad swoimi emocjami. Kiedy się wkurzy, delikatnie mówiąc, może kogoś zaatakować, a co gorsza zabić. Jak jest w centrum uwagi, lub wiele wilków ją otacza, panikuje. Nienawidzi być w grupie. Boi się takiego towarzystwa, dlatego nie chodzi na wielkie imprezy. Ceni sobie tajemniczość i przyjaźń. Miłość? Nie zna takiego uczucia.
HISTORIA: Nocta została sierotą już w wieku roku. Była białą waderką, która nie zawiniła w żadnej sprawie. Porwali ją ludzie, by na niej testować. Wstrzykiwali jej różne rzeczy, torturowali i faszerowali lekami. Gdy skończyła 3 lata coś poszło nie tak i jej futro zmieniło barwę. Zabiła ludzi i uciekła. Od tamtego czasu podróżuje dla dobra swego.
WYGLĄD: Czarne futro. Medyk widziałby doskonale ślady po bliznach, a tak to są ukryte.Ma wisior na którym widnieje srebrny pierścień. Ma naderwane jedno ucho.
RODZINA: ---
INNE INFORMACJE: ---
ZAUROCZONA: Brak
PARTNER: Nigdy
POTOMSTWO: Nie?.
WŁAŚCICIEL: ravenislime@gmail.com | Howrse: Renesme_Darkline

Jak była mała

sobota, 29 października 2016

Od Okami do kogoś

Spojrzałam w dół klifu, na wręcz przezroczystą wodę (Inaczej: Czystą wodę, bez śmieci i zanieczyszczeń).
-O oł.- Powiedziałam i runęłam do wody. Krzyczałam jak hmm szalona: Pomocy!. Zasłoniłam łapami oczy nie chcąc widzieć mej śmierci. Widzałem tylko przed sobą kamień, czekaj KAMNIEŃ WYGLĄDAJĄCY JAK RAMPA!? Wjechałam na kamieniu po rampie jak na deskorolce. Poleciałam w górę i wpadłam pluskiem do wody.
- Istnieją bezpieczniejsze sposoby na zejście na dół z klifu…- Powiedział ktoś. Odwróciłam się do niego
- Nowa jesteś?
-Niby gdzie?
- W Watasze Tajemnicej Mgły? Bo gdzie indziej?
- Nie znam tego miejsca.- Powiedziałam wychodząc z wody i otrzepując się.
- To koniecznie musisz dołączyć.-Powiedział rozciągając się.
- Pożyjemy, zobaczymy.- Powiedziałam zdejmując plecak i otwierając go.
-Moje origini… Całkowicie przemokły.-Powiedziałem z żalem wywracając plecak do góry z nogami z którego wyleciała piała kapka.
- Przykro mi z powodu twoich jak ich tam zwałaś?
- Origini, pyszne smakowite Origini…
- No. Przykro mi bardzo z powodu twoich Origini.
- Gdzie jest Alfa?- Spytałam nagle.
- Zapewne w samym sercu watahy.
- Prowadź!
- Jasne.- Powiedział i pokazał ruchem łapy żebym za nim poszłam.
-„Bez sensu, że pokazał, że mam za nim iść jak powiedziałam: Prowadź. Choć mogło to być odruchowo”-Pomyślałam.

<Ktoś?>

piątek, 28 października 2016

Od Calamity cd. Akuroshi

Reakcja Kuro sprawiła mi nie możliwą do opisania radość. Nigdy co prawda nie myślałam, że nie znajdzie się ktoś kto mnie akceptuje, ale fakt iż wreszcie kogoś takiego znalazłam wywoływał we mnie niemalże euforie, a uśmiech sam cisnął się na pysk. Dopiero powiew nocnego powietrza, które przeczesało moją sierść niczym ludzkie palce, sprawiło, że powróciłam na ziemie.
- Czas się gdzieś schronić. Zapowiada się mrożąca noc. – zwracając się do wadery posłałam jej porozumiewawcze spojrzenie.
Księżyc rzucając delikatną poświatę rozwiewał ciężki mrok i sprawiał, że las zdawał się mieć eteryczną aurę, która wywołała u mnie niespodziewany dreszcz. Ciche pohukiwanie sowy zanikało gdzieś w koronach drzew natomiast szum liści na wietrze był jak kołysanka.
- Wydaje mi się, że nie ma sensu wracać do głównej siedziby i po prostu przenocować gdzieś tutaj. – stwierdziła moja towarzyszka i badawczym wzrokiem zlustrowała otaczający nas teren.
- Może tam będzie dobrze? – mówiąc to, jednocześnie wskazałam pyskiem niewielką wnękę pod wyniesieniem przypominającym nieco urwisko. Jakby ziemia się tam obsunęła, ukazując osobliwość natury.
- Hah, miejmy nadzieje, że nas nie zasypie żywcem. – parsknęła wadera i mimo humorystycznego zabarwienia, poczułam niepokój, a żołądek na chwile związał mi się w supeł.
- A co jeżeli.. – nie mogłam się powstrzymać od westchnienia. W takich warunkach klątwa naprawdę mogła zaszkodzić wilczycy. Ciasnawa i przytulna wnęka sprawiała, że nawet jeżeli ”atak” byłby skierowany na mnie to Kuro też mogłaby ucierpieć z powodu braku miejsca do usunięcia się.
- Nie wygłupiaj się. Wszystko będzie w porządku – wyczuwając moje obawy wadera odwróciła się w moją stronę z uśmiechem i zachęcającym wzrokiem.
Kolejny raz wypuściłam ciężko powietrze i z tym nieprzyjemnym uczuciem czającym się gdzieś z tyłu mojej głowy podążyłam za nią.
Bez problemu zmieściłyśmy się we wnęce i mogłyśmy zasnąć, jednak ja nie byłam pewna czy powinnam. Potrafiłam wyobrazić sobie poczucie winy jakie by mnie prześladowało gdyby Kuro naprawdę coś się stało. Ostatecznie skończyło się tym, że czuwałam całą noc patrząc jak gwiazdy powoli suną po niebie.

<Kuro? Wybacz, że tak długo musiałaś czekać, dodatkowo długość opowiadania nie powala, ale miałam lekkie urwanie głowy do tego doskwierał mi brak weny :/>

Scar - Obrońca alf i lotnik

 Built for Sin by TIFFASHY
zdjęcie by TIFFASHY

IMIĘ: Scar
PŁEĆ: Basior
WIEK: 3 lata i 10 miesięcy
RASA: Wilk Ziemi
STANOWISKO: Obrońca alf, Lotnik
MOCE:
1. Władanie nad żywiołem ziemi,
2. Zmiennokształtność: potrafi przemieniać się w dowolne zwierze. Ta moc pozwala również na porozumiewanie się ze zwierzętami tego samego gatunku, w które jest przemieniony.
3. Tzw. Magiczny Most: nie widzialne pole siłowe, które aktywowane sprawia, że nie można użyć na wilku żadnej mocy. Magiczny Most wyczerpuje bardzo dużo sił, jeśli jest aktywny.
4. Chwilowe zablokowanie umysłu przed czytaniem w myślach, kontrolą, hipnozą itp.
CHARAKTER: Scar jest bardzo zamknięty w sobie i nie lubi mówić o swojej przeszłości. Oddany wszystkim członkom Plemienia Ziemi, jak i przyjaciołom z innych plemion. Dla niego każdy zasługuje na szacunek, dopóki nie pokaże, że jest odwrotnie. Za każdego przyjaciela odda życie, jeśli będzie taka potrzeba. Wiele wilków dopóki go nie pozna, nie chce mieć z nim nic wspólnego, więc nie łatwo zdobywa nowe znajomości. Jest wilkiem naprawdę dobrze wychowanym, spokojnym, cierpliwym, rozważnym, wyrozumiałym, opanowanym i ma swój Honor. Z przyjemnością słucha tego, co mówią inne wilki, (no chyba, że obrażają jakiegokolwiek wilka), ale sam niewiele mówi. Potrafi przegrywać i znieść słowa krytyki, ale bez przesady. Chowa urazę całe życie za wyrządzone krzywdy itp. ale nie jest mściwy i potrafi przebaczyć. Lubi być sam i może właśnie dlatego nikt nie wie, że często gada sam ze sobą. Bardzo uważnie słucha poleceń alfy i zawsze każde zadanie stara się wykonywać jak najlepiej. Nie kłamie, ale nie mówi też całej prawdy. Scar nierozumie śmiania się z cudzego nieszczęścia i bierze takie zachowanie za brak wychowania. Jest dobrym strategiem, ale to nie stanowisko dla niego. Nie użala się nad sobą, bo przecież każdy popełnia błędy. Potrafi pocieszyć i zrozumieć inne wilki. Lubi bezinteresownie pomagać innym i wielką przyjemność sprawia mu zdobywanie nowej wiedzy. Wbrew temu co o nim myśli dużo wilków jest bardzo inteligentny i łatwo się uczy. Jednym zdaniem bardzo godny zaufania wilk i warto mieć go za przyjaciela.
HISTORIA: W skrócie: Scar urodził się jako drugi syn głównych Alf w innej watasze. Jego starszy brat od dziecka był zazdrosny, że Scar ma skrzydła. Oboje trenowali sztuki walki i używanie mocy. Jack ćwiczył z ojcem a Scar z matką. Po osiągnięciu 2 lat przestali trenować i wzięli się za ochronę watahy. Niestety jego brat postanowił siłą wygnać go z watahy, co mu się udało. Błąkał się trochę, przeleciał dużo terenów innych watach. Lecąc wysoko zauważył mgłę. Starał się przelecieć nad nią, ale było to trudne. Ostatecznie udało mu się wlecieć na jakiś teren. Wylądował. Kilka godzin poszukiwań aż wreszcie spotkał Alfę. Radością go przyjęła do Watahy oraz opowiedziała co nieco o historii watahy itp.
WYGLĄD: Wilk pokaźnych rozmiarów o muskularnym ciele i ogromnych skrzydłach. Sierść odcieniach beżu oraz czerni, a skrzydła czarno-czerwone. W oczach białka i tęczówki są czarne, a źrenice jaskrawo czerwone. Bardzo puchaty ogon oraz bujna grzywa (default smiley xd). Ostre pazury i kły. Przy łapach czarno czerwone jakby kolce a na głowie rogi.
Cechy szczególne: Blizna na prawym oku, niespotykane czerwone oczy, niebieskie pazury w lewej tylnej łapie, rogi na głowie, kolce przy łapach i skrzydła.
RODZINA: Miał brata Jacka, ale o reszcie rodziny nigdy nie mówił.
INNE INFORMACJE:
- Doskonale posługuje się skrzydłami i potrafi przelatywać bardzo szybko nawet po gęstym lesie nie zaczepiając o ani jedną gałąź.
- Uwielbia rozmawiać z innymi wilkami (potrafi słuchać)
- Nie atakuje dopóki nie będzie to konieczne
- Nie boi się ani wody ani ognia
- Ma dobry słuch i wzrok
- Boi się o przyjaciół
- Silne uczulenie na zapach wielu roślin trujących.
- Rozmawia często sam ze sobą
- Nie na widzi wszelkiego rodzaju szelestów (doprowadzają go do szału)
ZAUROCZONA/Y: Brak
POTOMSTWO: Brak.
WŁAŚCICIEL: Howrse – Kara psiara

http://img00.deviantart.net/941b/i/2016/212/f/f/lich_king_by_tiffashy-dac1qvs.png

poniedziałek, 24 października 2016

Od Lyod'a cd. Lyry

Wadera była dziwna. Najpierw wydawała się wręcz opętaną radością samicą, która by wypytała o twoje całe życie. Jakby uwielbiała doznawać nowych możliwości, uczyć się wszystkich nowych rzeczy, poznawać inne stworzenia. W jej oczach wcześniej widziałem ten błysk, jakby spadająca gwiazda weszła do jej ciała i mieniła się w niej. Wyglądała na taką, która nigdy nie traci nadziei, zawsze dąży do celu, nie przestaje być sobą, ma swoje zdanie. Widziałem wiele takich wilków i każdy z nich był tak samo zadziorny i denerwujący jak ona. Zawsze miałem ochotę udusić takie osoby i słuchać jak próbują nabrać powietrze, które i tak nie wchodzi do ich płuc.
A teraz może i nie widziałem jej miny, ale głos był całkowicie inny. Ktoś, kto nie posiada któregoś ze zmysłów, ma bardziej wyczulone inne, niż normalny wilk. Ja czułem jej spokojny oddech, a nie szybkie oddychanie i bicie serca od adrenaliny. Tak jakby ktoś zabrał z niej cała energię życiową i w tej chwili cierpiała. Słyszałem jej głos, jakby niepewny i załamany. Nie był już głośny, radosny i ciekawski, ale za to... smutny? Sam nie wiem jak to określić. Nie było w niej już tej radości co wtedy.
Widziałem, że coś się stało. Ale nie miałem zamiaru o to pytać, bo po co? Przynajmniej będę miał spokój. Nie obchodziło mnie co się z nią stanie, gdzie pójdzie. Nikt nie będzie mnie mógł winić za to, co ją czeka, co się wydarzy. Nikt, moje sumienie też. Jest dla mnie nikim, nie jest żadną ważną osobą w moim życiu. Moi ostatni najbliższy zginęli i już nigdy nie wrócą. Ta wadera była dla mnie taka sama jak inne. Bez żadnych różnic. Nawet nie wiedziałem jak wygląda.
Wstałem i ruszyłem przed siebie, co jakiś czas zahaczając o jakieś kamienie czy gałęzie. Czułem się obserwowany i czułem tutaj czyjąś obecność. Niestety za nim zdążyłem uniknąć czyjegoś ataku, coś przykuło mnie do ziemi.
- Pomożesz mi - głos był jakby sadystyczny i wiedziałem, że wplątałem się w jakieś kłopoty. Ale jakim cudem!
Coś czułem, a raczej byłem, że chodziło tu o Lyr'e. Gdy ją spotkam, uduszę ją.

<Lyra? Czy to Nike?>

Od Dracon'a cd. Saphiry

Nie zbyt rozumiałem co się dzieje z waderą. Jak moc mogą zanikać? Moje zawsze był na swoim miejscu, zawsze tak samo silne, a każdego dnia nawet silniejsze! Także nie zbyt wiedziałem co mogłem jej poradzić. Po prostu stałem w nią wpatrzony czekając na cokolwiek. I w końcu ukazał się orzeł. Podlecieliśmy do ptaka, który nie spłoszył się na mój widok, co mnie tak szczerze ucieszyło. Przekazał telepatycznie jakąś informacje dla wadery, a ona dla mnie.
Znajdź wewnętrzny spokój, a twoje moce staną się silniejsze
Mała chatka z drewna przypominała opuszczoną, jakby mieszkał tam stary drwal, który już nie ma żony, a dzieci już dawno odeszły. Przestał zajmować się domem i stał on tak, jak teraz. Wokół rozciągał się las, jakby pusty. Czułem ten zimny powiew wiatru, jakbym tam był. Nie było tu ptaków, anie zwierząt. Trawa rosła pobierając ostatnie krople wody, a drzewa przestawały walczyć i zaczynały usychać. Ten widok wyglądał jak scena z jakiegoś koszmaru, gdzie wchodzisz do opuszczonego lasu, widzisz chatę i masz nadzieję na pomoc. A zamiast niej dostajesz śmierć.
Orzeł rozłożył swoje skrzydła i wzbił się w powietrze. Patrzyliśmy jak odlatuje. Żadne z nas go nie zatrzymywało, ani nie zawołało jego, bo nie mieliśmy takiej potrzeby. Spojrzałem na waderę.
- Lecisz ze mną? - zapytała, chociaż bardziej poprosiła. W sumie co mi szkodziło? Skinąłem twierdząco głową i zaczęliśmy szukać starego lasu, nad którym ptaki nie latały, zwierzęta uciekły, woda usychała, a ziemia gniła. I jeszcze ta chata...
To było podejrzane.

<Saphira?>

Od Lyry cd. Lyod'a

Po twarzy Lyry ciekły łzy. Leciała teraz do wody, przez głupie zachowanie skoczyła. W pewnie – ostatniej chwili życia pomyślała o spotkaniu wilka Lyod`a, o Tiarg`eu, o rodzinie, która ją porzuciła. Woda na dole zbliżała się niemiłosiernie. Pewnie roztrzaska się o skały… Zamknęła oczy. Nagle poczuła, że dotknęła skały, ale ta wybiła ją w powietrze. Wrzeszczała. Upadła na trawę. Leżała nieruchomo przez pięć minut. Potem ostrożnie wstała. Była w szoku. ,,Czemu?`` Zerknęła z góry na skały. Wyglądały tak samo jak na początku; niebezpiecznie. Ruszyła ścieżką. Wzdychała ciężko. Nikt nie ma tak pokręconego losu… Zobaczyła Lyod`a pad drzewem. Spojrzał na nią zdziwiony. 
- Hej… - powiedziała Lyra – Przepraszam za te pytania o twojej rodzinie. To twoja sprawa, nie moja. Chce się też pożegnać 
Lyod pokiwał głową.
- Cieszę się że zrozumiałaś… Nie gniewam się już na ciebie. A gdzie idziesz? 
Lyra uśmiechnęła się do kolegi. 
- Musiałam być wkurzająca, co? – zapytała – A ty gdzie idziesz? Bo ja… Nieważne. 
Wzruszył ramionami.
- Ja nigdzie. Nie będę wypytywał, dokąd wędrujesz. 
- To cześć – powiedziała Lyra i odeszła. Tak właściwie miała cel. ALE TEGO Lyod`owi nie chciała wyjawić. Każdy ma swoje tajemnice, nie? Idzie do Svalbardu. Tęskni za zorzami, mrozem, śniegiem… I Tiargi`em. Szkoda, że musiała zostawić Lyod`a. Polubiła go. Ale Nike może ją zaatakować w każdej chwili, i nie chciała, żeby pamtera śnieżna go skrzywdziła. Ale… Miała przeczucie, że ich drogi się jeszcze skrzyżują… Nawet była tego pewna. 


<Lyod?>

Od Saphiry cd. Dracon'a

Prawie udusiłam się wądą, ale zdołałam odpowiedzieć na pytanie.
- Powinieneś wiedzieć, że pracuje nad tą wodą, ale dzisiejszy dzień sam mnie zdziwił. A poza tym czuje, że moje moce zanikają... Próbowałam wszystkiego, ale czuje, że niedługo wyrocznią już nie będę.
Nastała cisza, słychać było tylko nasze oddechy. Patrzeliśmy sobie w oczy, czekaliśmy na znak, który pojawił się w postaci obserwującego nas orła. Dobrze pamiętałam te granatowe oczy i śnieżnobiałe pióra. Ten sam ptak objawia mi się zawsze gdy mam jakiś problem. Rozłożyłam skrzydła, Dracon patrzył na mnie obojętnym wzrokiem, chociaż wiedziałam, że jest zaciekawony. Posłałam mu porozumkewawcze spojrzenie i powtórzył mój ruch. Wzbiliśmy się na wysokość kilku metrów i zbliżyliśmy do niegroźnego ptaka. Ten był spokojny i nawet nie wzruszył skrzydłami na widok obcego basiora. Spojrzałam mu w dusze i usłyszałam słowa: "Znajdź wewnętrzny spokój, a twoje moce staną się silniejsze", a przed oczami ukazał się obraz chaty w środku tajemniczego lasu. Nie wiedziałam, co to może znaczyć, więc przekazałam tą wizje Dracon'owi.

<Dracon?>

niedziela, 16 października 2016

Okami Ameratasu - Odkrywca

 Amaterasu 3 by tannabi
zdjęcie by tannabi

IMIĘ: Okami Ameratasu-Ale do niej tak nie mówić, bo będzie nie fajnie!
PSEUDONIM: Dovakhiin i tak jej mówcie!
PŁEĆ: Wadera .
WIEK: 3 lata i 1 miesiąc
RASA: Mieszaniec 4 ras- wilk furii, wilk magii a o 2 ostatnich nie chce mówić
STANOWISKO: Odkrywca
MOCE: Porozumiewa się, że smokami i ich ataki nie dają żadnego efektu na niej, może wpaść furię, może przemienić się w każde stworzenie i... PO wypowiedzeniu jakiegoś słowa po japońsku lub w łacinie może wywołać kłótnie, pożar itp.
CHARAKTER: Jest bardzo nieśmiała i woli przebywać zdala od innych wilków. Kocha odkrywać nowe tereny i gatunki. Potrafi mówić w 9 językach ( Japońskim, Fransuckim, Angielskim, Niemieckim, Rosyjskim, Hiszpańskim, Włoskim, Łacińskim i Polskim). Przez swój charakter trudno wpaść jej w furię.
HISTORIA:
Obudziłam się na łące pełnych dziwnych gadów ziejącym ogniem , tworzączym rośliny. Byłam wystraszona. Podszedł do mnie jeden i o dziwo zrozumiałam co do mnie zaryczał.
- Kim jesteś?
- Jestem umm n-n-niewiem kim jestem- Powiedziałam zawstydzona.
- Skoro nie wiesz...Hmm Draggy!
Przybiegł średniej wielkości czerwony smok i spytał:
- Tak?
- Spytaj się Alfy co możemy zrobić z tą małą...
- Tak jest!- I skoczył nade mną. Czekaliśmy z pięc minut i Draggy powiedział iż mogę zostać.
" Bardzo obowiązkowy jest ten Alfa, skoro tu nie przyszedł i mnie nie zobaczył."- Pomyślałam.
Lata mijały i wiedziałam coraz więcej na temat smoków. Pewnogo dnia zapragnęłam wyruszyć świat i... nie być już wśród smoków. Myślałam, że będe odważna i będe mogła dzielić się wiedzą na temat smoków.
WYGLĄD: Tak jak widać plus z tyłu ma zielony dysk który płonie
RODZINA: Nie znam
INNE INFORMACJE:
- Kocha śpiewać, ma wręcz anielski głos z japońskim akcentem
- Lubi wyć do księżyca
-Jej ulubioną formą przemiany jest smok
ZAUROCZONA/Y: Nawet jakbym była nie miałabym odwagi się do tego przyznać
PARTNER: Ni mam
POTOMSTWO: No nie mam!
WŁAŚCICIEL: MagicWolf- Howrse

http://img08.deviantart.net/4219/i/2010/240/0/d/okami_shiranui_here_to_help_by_suenta_deathgod-d2xhyjo.jpg
Gdy wyje
https://cdn.weasyl.com/static/media/52/69/14/526914943dd72cad3994ef4c13473575b398d221418284542e85a93cc233f40c.jpg
Jako smok
http://i.imgur.com/1oEh9AI.jpg?1
W furii

piątek, 14 października 2016

Od Lyod'a cd. Lyry

Nie mogłem się poruszyć. Moje ciało było sparaliżowane, jak zawsze z resztą, kiedy to robiłem. Znajdowałem się w jakimś lesie. Burym i cichym, który przyprawiał o ciarki. Stałem, gdyż nie mogłem nic zrobić. Nagle, obraz zaczął się samoistnie przemieszczać. Obróciłem się o 180 stopni i znalazłem się przed jakimś wielkim budynkiem wykonanym z kamienia. Znajdował się na polanie, która była otoczona lasem, w którym niedawno się znajdowałem. Czucie powróciło do mnie. Przechyliłem się w przód, tym samym prawie wpadając na olbrzymie, drewniane drzwi. Budynek był w większości okryty winoroślami. Rozejrzałem się w prawo i w lewo. Kiedy jednak chciałem dotknąć klamki, drzwi same się otworzyły. Coś mnie ciągnęło do środka. Stanąłem, a przed sobą miałem trzy drogi. Dwie prowadzące przy ścianach po moich obydwóch stronach, zaś ostatnia prowadziła na wprost. Z niewiadomych przyczyn, wybrałem środkową drogę. Z każdym krokiem, zacząłem czuć się jakoś dziwnie. Do moich nozdrzy dostał się odór zgnilizny, jakby coś zaczęło się rozkładać. Poczułem zimne powiewy, chociaż, że znajdywałem się w środku zamkniętego pomieszczenia. Również światło zaczęło bladnąć. W końcu było ciemno jak w grobowcu. Korytarz był długi i bardzo ciemny. Zakręciło mi się w głowie, przez co upadłem na ziemię, przytrzymując się tym samym za czaszkę. O mało co nie wyrwałem sobie włosów. Obraz wokół mnie rozmazał się, przez co zamknąłem oczy. Kiedy je otwarłem, znajdowałem się przed jakimiś drzwiami, które wydawały się oświetlone, choć takie nie były. Z trudem wstałem i rozejrzałem się za siebie. „Przecież... Przed chwilą był tu korytarz, wiec...” ponownie odwróciłem się w stronę drzwi, dokańczając myśl „Jak?”. Po obejrzeniu się raz jeszcze dostrzegłem, że te drzwi były inne od pozostałych. Były zadbane. Reszta albo miała jakieś dziury lub po prostu wyglądały mało estetycznie, jakby były przesiąknięte pleśnią. A te drzwi... były pomalowane na bordowo, zaś klamka była czarna i o wiele dłuższa od reszty. Niepewnie, chwyciłem za nią. Kiedy popchnąłem drzwi, oślepił mnie blask, przez co byłem zmuszony zasłonić oczy ręką. Kiedy już się do tego przyzwyczaiłem, w środku ujrzałem jakąś grupkę. Patrzyli się na mnie. Jedni zza szafek, foteli inni po prostu oderwali się od rzeczy, które obecnie robili. Wtedy podbiegła w moją stronę szaro włosa dziewczynka. Nic nie robiła, tylko stała i patrzyła się na mnie swoimi dużymi, zielonymi oczkami. Nagle, na całej jej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. Wyciągnęła w moją stronę swoją rączkę.
- Zaopiekujesz się nami? - powiedziała to, przekręcając tym samym swoją głowę.
Kiedy zdjąłem z niej wzrok i spojrzałem się na pozostałe dzieci, ujrzałem na ich twarzach ten sam uśmiech co u niej. Moje palce zaczęły drgać ze zdenerwowania. Kiedy chciałem się wycofać, ta sama dziewczynka powieliła swą wypowiedź
- Zaopiekujesz się nami?
Przełknąłem z trudem gulę w gardle. Dzieci skryte we wnętrzu pokoju zaczęły powtarzać jej wypowiedź, lecz brzmiało to, jak rozkaz. Cofnąłem się o krok, a gdy chciałem się odwrócić w stronę korytarza, na swej drodze ujrzałem srebrnowłosą. Wskazywała na mnie palcem, a z jej oczu zaczęła wypływać jakaś dziwna ciecz
- Zaopiekujesz się nami? - zbliżyła się do mnie.
Widząc moje niezdecydowanie, zrobiła srogą minę, po czym wrzuciła mnie do pokoju. Pod wpływem upadku, zamknąłem oczy, kiedy jednak je otworzyłem, zobaczyłem zamknięte drzwi. Czym prędzej wstałem i podbiegłem do nich, próbując je otworzyć. Naciskałem, szarpałem, ciągnąłem-wszystko na nic. Zamarłem, gdy tylko poczułem zimny powiew na swym karku. Powoli odwróciłem głowę w stronę środka pokoju, jednakże... nikogo tam nie było? Pokój był zniszczony, ciemny. Jakby ktoś tu wpadł, splądrował wszystko i wyszedł. Puściłem klamkę i podszedłem do krzesełka, które jako jedyne było nienaruszone. Oświetlało je nikłe światło. Wahając się trochę, zacząłem do niego podchodzić. Kiedy byłem na tyle blisko, by usiąść, wyciągnąłem rękę w stronę tejże rzeczy. Wtedy usłyszałem szmer za sobą i zanim zdążyłem się odwrócić, zostałem popchnięty na krzesło, które wydawało się mnie uwięzić. W miejscu gdzie stałem, pojawiła się ta sama dziesięciolatka, co przedtem.
- Pobawisz się z nami?
Chciałem się podnieść, lecz to jej się nie spodobało. Zaczęła wydobywać z siebie szaleńcze krzyki, przez co byłem zmuszony zatkać uszy, jak i przystać na jej propozycję. Kiedy się zgodziłem, uspokoiła się, a z cienia zaczęły wychodzić pozostałe dzieci. Było ich łącznie ośmiorga. Stanęły w półkole przede mną i zaczęły coś szeptać. Wtedy zza ich plecy zaczęli wyrastać jacyś ludzie. Jeden po drugim padali na ziemię, to poprzez odstrzał, lub dźgnięcie w ciało jakiegoś ostrza. Każde ginęło osobno, w inny sposób. Kazały mi na to patrzyć, bo gdy tylko zamykałem oczy, lub odwracałem wzrok, one wszystko powtarzały. Zacząłem krzyczeć. Chciałem się uwolnić. Tak mocno się szarpałem, że... się uwolniłem? Byłem na czworakach, podpierając się o podłogę. Dyszałem mocno i głośno. Nagle z ciemności przede mną, zaczęła wypływać jakaś ciecz. Jak poparzony, zacząłem się oddalać, lecz wtedy wpadłem na coś. Spojrzałem się w górę, gdzie opadła kropla tej samej cieczy. Nade mną stała ta sama dziewczyna, a z jej oczu ponownie zaczęła spływać ta ciecz, lecz nie tylko stąd. Zaczęło jej to wypływać z nosa, uszu, jak i ust. Patrzyła się na mnie jak gdyby nigdy nic i uśmiechała się
- Zaopiekujesz się nami?
Wtedy otoczyły mnie pozostałe dzieci, z których również zaczęła spływać ta tajemnicza ciecz. Choć wyglądało to na krew, wcale nią nie było. Odczuwałem to. Wtedy dzieci, zaczęły zamykać mnie w coraz to ciaśniejszym okręgu. Otwarłem na tyle szeroko oczy, jak bardzo mogłem. Nagle dziewczyna, przy której leżałem, powiedziała zapłakana
- Zapłacisz nam za ich winy!
Po tym widziałem już tylko ciemność. A po tej ciemności mogłem sobie zdać sprawę, że śnił mi się tylko koszmar. Nic więcej.

<Lyra? Brak weny, więc opisałam sen. Jak u ciebie?>

Od Lyry cd. Lyod'a

Obudziła się z bólem. Bolała ją głowa i… Dosłownie wszystko. I wtedy sobie wszystko przypomniała. Gdy wstawała, myślała, że upadnie z powrotem. Zawsze interesowała ją tylko zabawa. A teraz groziła jej Nike! Ruszyła leśną drużka, jeszcze się chwiejąc. Zobaczyła jezioro. A może było to morze? Nie znała się. To chyba… Czy to Klif Próby? Słyszała o nim jakiejś marne pogłoski. Nie wiedziała czemu się tak nazywa. Miała złe przeczucia. Była głodna. Chyba to dziwne, ale zaczęła wcinać paprotki. Usłyszała trzask. Natychmiast się odwróciła i zamarła. Stała tam pantera śnieżna Nike. Nike zagradzała jej drogę. Lepsze było już od walki z nią skoczyć do wody! Ale Lyra nie miała odwagi tego zrobić. Poczuła się samotna. I nagle przypomniała sobie, że Nike potrafi wywoływać u niej przykre wspomnienia i bóle tęsknoty. Nagle zamiast Nike zmieniła się w jej daimona Tiargo. Miał zły wyraz twarzy.
- Dlaczego mnie zostawiłaś? – krzyknął – Nienawidzę Cię!
Zrobiło jej się przykro. Zaczęła płakać.
- Wrócę – mówiła – Obiecuję!!!
- Nienawidzę Cię – powtórzył – Nie chcę cię więcej widzieć! Schańbiłaś siebie.
Lyra wylewała się łzami. Tiargo jej nie lubił! Ale… Zaraz… Tiargo nigdy by tak do niej nie powiedział! Nie wierzyła w to.
- Idź, wredna manio! Nie jesteś Tiarg`iem!
Tiargo syknął i znowu pojawiła się Nike.
- Chr!!! – syknęła i znikła. Lyra była zadowolona. Czar prysł i już się nie smuciła. Nagle usłyszała w głowie syczący głos: ,,Skocz do wody`` Lyra nie wiedziała czemu to zrobiła! Zleciała ze skały.

<Lyod?>

wtorek, 11 października 2016

Od Metsan'a cd. Laroty

Dziewczyna wydawała się nieco niezdarna, ale jak wiadomo nikt nie jest perfekcyjny, nie ważne jak bardzo byśmy się starali tacy być. Byłem odrobinę zaskoczony sam sobą, a spowodował to mój wybuch śmiechem. Można by powiedzieć, że jestem sztywny, ale mało rzeczy wywoływały u mnie taką reakcje i nie zdarzało się by było to nieszczęście innych. No cóż, dałem się ponieść chwili jak widać. 
Może nie miałem w zwyczaju obracać się w dużym gronie przyjaciół i obdarzać innych serdecznym uśmiechem oraz dobrym słowem, ale nie stroniłem się też od dobrych manier i jednak miałem sumienie, dlatego bez wahania postanowiłem przeprosić Larote. 
- Wybacz moje złe zachowanie. Nie uraziłem Cię tą reakcją, prawda? – spytałem uprzejmie, spoglądając na nią ukradkiem. 
- Nie, skądże. Widząc taką ciamajdę jak ja pewnie trudno powstrzymać się od chichotu. – uśmiechnęła się do mnie lekko, ukrywając zażenowanie swoją wpadką.
- Zazwyczaj nie mam z tym problemów. – mruknąłem jakby sam do siebie, na co dziewczyna rzuciła mi pytające spojrzenie, ale ja jedynie westchnąłem.
Nieuchronnie zbliżał się wieczór, który powoli zmieniał barwy wiszącego nad nami nieba na pomarańczowo-różowy, za sprawą zachodzącego słońca, które jeszcze przez chwile miało nas razić po oczach. Było spokojnie i cicho, w powietrzu unosiła się woń wilgotnych liści, które nielicznie leżały na ziemi. Tą jakże kojącą dla mnie chwile przerwał ptasi skrzek, który sprawił, że napięły się we mnie wszystkie mięśnie. Najpierw pojawiły się dwa, potem sześć, a ich ilość rosła z każdą chwilą. Wymijały nas bez najmniejszego strachu, z ja marszcząc brwi zmieniłem się w wilka i przeszedłem na bok. Larota podążyła w moje ślady i skończyła jako drobna wilczyca, która w kłębie sięgała mi poniżej łopatki. Poczułem szarpnięcie na karku, przez które wydał z siebie głębokie warknięcie i jedynie odprowadziłem wzrokiem gawrona, który właśnie złapał mnie za skórę, wyrywając przy tym parę włosów.
- A im co odbiło? – głośno myśląc, wadera wyciągnęła szyje i obserwowała czujnie skrzydlate zwierzęta. 
Patrzyłem na nią przez chwile zamyślony, by po chwili zwrócić swoje spojrzenie w kierunku, w którym podążało ptactwo. 
- Może warto by było pobiec za nimi i zobaczyć gdzie tak pędzą? – zaproponowała Larota zwracając się we właściwym kierunku.
Wydałem z siebie chrapliwy pomruk i przysiadłem.
- Nie wydaje mi się by był to dobry pomysł. Nie mamy żadnych informacji na temat tego co się właśnie dzieje, a takie rzeczy nie dzieją się samoistnie. – zawsze twardo stąpałem po ziemi, nie wpychałem nosa w nieswoje sprawy i trzymałem się z daleka od zjawisk, co do których miałem złe przeczucia. Nie miałem zamiaru tego zmieniać…
- Jest duże prawdopodobieństwo, że jest to coś nie związane z działaniami watahy, dlatego też uważam, że rośnie nasz obowiązek związany ze zbadaniem tego. W końcu należąc do tej watahy zobowiązujemy się do jej bronienia. – argumenty, którymi zasypała mnie Larota były niepodważenia, ale ja wciąż kręciłem nosem. 
Jestem zbyt pasywny na takie sprawy, a poza tym „obrona watahy”? Wolne żarty… Zaciskając zęby spojrzałem na słońce, od którego promieni poczułem kłujący ból w oczach. 
- Jak sobie chcesz. Ja nie mam zamiaru tu siedzieć. – wydała z siebie prychnięcie, jakby zawiedziona moją postawą i popędziła za skrzydlatą zwierzyną.
Kątem oka obserwowałem jak pędzi wymijając drzewa i przeskakuje przez kolejne to korzenie. Przymknąłem oczy i wypuszczając ciężko powietrze, zebrałem się w sobie i ruszyłem z nią. Zostawiając za sobą starą watahę w potrzebie nie zostało mi dużo honoru, ale nie miałem zamiaru go do końca stracić puszczając delikatną wilczyce samą ku nieznanemu. 
Szybko ją dogoniłem i mimowolnie unikałem jej wzroku, czując zażenowanie tym jak łatwo dałem się złamać. Mimo tego że na nią nie spojrzałem to wiedziałem, że na jej pysku gości uśmieszek, a myśl o tym sprawiała, że kładłem uszy po sobie. 
Las zarżał się przerzedzać, a drzewa powoli ustępowały miejsca wysokim trawą. Z umysłem pełnym podejrzeń obserwowałem wszystko naokoło, by po chwili dostrzec labirynt zrobiony z idealnie przystrzyżonego żywopłotu. Miejsce to było jednym z etapów corocznych zawodów, a fakt ten raczej nie rozwiał moich obaw. 
- Może odrobinkę oszukamy. – wypowiedziałem swoje myśli na głos i podjąłem nieudaną próbę uniesienia nas na kawałku skały, by przyjrzeć się wszystkiemu z góry.
Marszcząc brwi doszedłem do wniosku, że coś blokuje moje umiejętności, ale za to nasunęło mi się od głowy pewne pytanie. Czy blokada działa tylko na moce związane ze zmianą terenu? 
Wspólnie stanęliśmy przy wejściu do labiryntu, a ja zadarłem łeb obserwując jak ptaki lecą bez strachu przed siebie. Naprawdę nie chciałem wchodzić do środka, a wiedziałem, że wadera nie ma zamiaru odpuścić. Nie było nawet opcji obejścia tego „ogrodu”, ponieważ ciągnął się i z jednej, i z drugiej strony aż po horyzont. Nie mogłem się powstrzymać od zmarszczenia brwi, a wewnętrzny pokój coraz bardziej mi dokuczał.

<Larota? Możesz kontynuować używając własnego pomysłu lub napisać jakiś krótki kawałek i ja sama coś wymyśle c;>

niedziela, 9 października 2016

Od Akuroshi cd Calamity

Że klątwa, ból, regeneracja… Stać! Za dużo na raz. Skrzywiłam się lekko. Współczułam jej. Zapewne nie miała prostej przeszłości i dużo wycierpiała. Zaczęłam zastanawiać się co to za istoty. Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Może jakieś demony? Z pewnością są piekła rodem, w końcu jaka inna istota posunęła, by się do czegoś takiego? Potrząsnęłam głową, a na moim pysku zagościł uśmiech. Poczułam do niej jeszcze większe przywiązanie. Tylko to trochę krępujące, patrzeć jak ważna dla ciebie osoba cierpi, a ty i tak nie możesz nic zrobić.
-Współczuję ci, że jesteś przeklęta – powiedziałam dość spokojnym głosem – naprawdę musimy już iść, przed nami jeszcze dość długa droga.
Szłyśmy dość żwawo, nie odzywając się do siebie. Poczułam, jak na moje ciało spadają kropelki wody. Nie dość, że ciemno to jeszcze pada. To był chyba pierwszy spotkany przeze mnie deszcz od jakiegoś roku. W końcu, gdy podróżowałam, większość czasu spędzałam na chmurach. Przypomniałam sobie beztroskie czasy, gdy moja poprzednia wataha, rodzina i przyjaciele żyli. Gdy byłam szczeniakiem, wesoło bawiącym się w deszczu. No cóż, co było minęło prawda? Poczułam, jak moje skrzydła odmawiają mi posłuszeństwa. Wzleciałabym w górę, by je rozprostować, jednak doszczętnie przemokły i bym się nie uniosła. Uśmiechnęłam się szeroko. Co prawda to był ten niekontrolowany uśmiech – ale uśmiech to uśmiech. Calamity spojrzała na mnie ukradkiem.
-Nie opuścisz mnie z powodu klątwy? – spytała cicho, trochę jakby nawet nie chciała tego mówić, jakby to były głośne myśli. Zaczęłam to rozumieć. Pewnie nie chciała mi tego powiedzieć na początku nie tylko dlatego, że mnie nie znała, ale też nie chciała, bym się od niej odwróciła.
- Jasne, że nie. Skąd taki pomysł? Ja się nie odwracam z powodu jakiejś klątwy czy czegoś tam. Dla mnie to powód, aby się od takiej osoby nie odwracać – uśmiechnęłam się do niej ciepło. Widziałam, że wadera uśmiecha się mimowolnie. Spojrzałam w niebo. Chmury się przerzedziły, a na niebie widać było pierwsze gwiazdy.

<<Calamity?>>

czwartek, 6 października 2016

Od Calamity CD. Shadow'a

Zmęczenie naprawdę dawało mi się we znaki, a niespodziewana burza sprawiła, że przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Osłabiona targana przez wiatr podążałam bezszelestnie u boku Shadow’a i nieskutecznie starałam się odszukać wzrokiem coś co mogłoby posłużyć jako tymczasowe schronienie. Mój umysł był zamglony, widziałam, ale nie rozumiałam obrazów, które rejestrowały moje oczy. Szczerze nienawidziłam takiego stanu rzeczy, uczucie bezsilności i tej dziwnej wiotkość mego ciała. Zdecydowanie wyszłam z wprawy, lecz nie w rzemiośle jakim było tworzenie monet, ale w oszczędzaniu energii podczas procesu ich kreowania. Kiedyś z łatwością dawkowałam moc, teraz postąpiłam impulsywnie i bezmyślnie zużyłam całą siłę, mimo że tak wiele nie było jej potrzebne do jednej złotej monety. Gdy pierwsze krople wylądowały na moim ciele wydobyłam z głębokie i drżące westchnienie. Słysząc piorun uderzający w pobliżu przymknęłam oczy czując ucisk w skroniach i nieco się zachwiałam. Otwierając je zobaczyłam jak basior wyraźnie wskazuje coś łapą i śledząc ją od łokcia aż po koniuszki pazurów w końcu przesunęłam wzrok dalej i ujrzałam niewielką jaskinie. Nie potrzebowałam więcej sygnałów by ruszyć w jej kierunku. 
Wnętrze było raczej przytulne, ale bez problemu zmieściło by się w niej więcej osobników niż tylko nasza dwójka. Bez wahania weszłam w głąb tej jakże niepokaźnej groty i położyłam się, układając głowę na łapach. Odruchowo ogon przywarł do boku mojego ciała, a oczy powędrowały w kierunku towarzyszącego mi wilka. Nie zdecydował się schronić się przy ścianie, wręcz przeciwnie. Siedział w wejściu do jaskini i z zamkniętymi oczami przyjmował na pysk kolejne krople lodowatego deszczu. Z chwili na chwile pogoda zamieniała się w urwanie chmury, a ściana wody pochłonęła las, to też sylwetka Shadow’a stawała się coraz bardziej dostępna dla siły żywiołu. Po chwili był już całkiem przemoczony, z jego sierści coraz to szybciej skapywały krople, a opatrunki całkiem przesiąkły. Ściągnęłam brwi w zatroskanym wyrazie twarzy i skupiłam swoje ciepło na basiorze. 
Najbliższą mi przestrzeń rozświetliła delikatna niebieskawa poświata za sprawą moich oczu, które nieśmiało emanowały światłem. Przeszywający chłód, który jak się okazało odczuwał Shadow, zaczynał znikać za sprawą mojej magii, która go grzała. Nawet pomimo osłabienia nigdy nie stroniłam się od obdarowywania innych swoim wewnętrznym, można by nawet powiedzieć, żarem. Byłam w tym naprawdę dobra, w obdarowywaniu innych słodkim jak miód uczuciem bezpieczeństwa i wewnętrznego rozgrzania. Sprawiałam, że lodowaty dreszcz znikał w pozostałych, dosłownie i w przenośni. Czasem nie odczuwamy zimna, ale w środku nas czai się chłód i samotność, pojawia się lód, który pochłania całe serce czyniąc je obolałym, a wtedy czułe słowa pomagają. To właśnie robiłam, ogrzewałam słowem i magią. Pomagałam kiedy zawodził kogoś jego stan fizyczny lub psychiczny. Zdarzało się, że w mojej głowie majaczyła ta jedna arogancka i zarozumiała myśl, która nieznośnie wzbudzała we mnie poczucie winy, bo pozwalałam sobie na czucie się lepszą od innych. Od czasu do czasu z pomiędzy plątaniny słów w moim umyśle wychodzi to samolubne zdanie „Jestem w tym najlepsza”.
Jednocześnie gdzieś na marginesie myślałam o tym jak bardzo wszystko jedno w tej sytuacji było basiorowi. Czułam niepokój z tym związany, martwił mnie i nawet odrobinę się o niego bałam. Nie byłabym sobą gdybym nie troszczyła się o innych i nie wodziła za nimi zaniepokojonym spojrzeniem.
- Nie wiem co przeżyłeś, nie wiem co za sobą zostawiłeś, ale musisz wiedzieć, że nie ma takiej rzeczy, która usprawiedliwiała twój brak troski o własną osobę. – mój głos był cichy i nieco zachrypnięty, ale wiedziałam, że wilk mnie słyszy – Usiądź w głębi jaskini, proszę.
Widząc jak Shadow zmienia swoje miejsce spoczynku uniosłam kąciki pyska w słabym uśmiechu. Śledziłam go wzrokiem, by po chwili z jego sierści zaczęła się unosić para. Nie zdejmowałam wzroku z towarzysza do momentu, w którym był suchy i ostatecznie delikatna poświata emanująca z moich oczu powoli zgasła. Powieki mimowolnie mi opadły przynosząc ze sobą słodką ciemność przerywaną jedynie przez nieliczne burzowe błyski. Wsłuchana w krople uderzające o ziemie wypuściłam powoli i przeciągle powietrze. Ich rytm mnie usypiał, czułam jak nieśpiesznie odpływam w objęcia Morfeusza.
- Dziękuje. – szepnęłam tylko wdzięczna za to, że basior mnie posłuchał i zasnęłam nawet nie myśląc o tym, że towarzyszy mi ktoś kogo praktycznie nie znam.

<Shadow?>

Od Archimedesa cd. Rose

-Wątpię, abyś mnie zjadła -Uśmiechnąłem się do samicy.
-Do puki mi nie sprawiasz zagrożenia... To nie planuje. -Rose znowu się zaśmiała a ja to lekko odwzajemniłem. Zniżyłem się do wody pijąc ją przy tym. Przednimi łapami stałem w zimnej wodzie która ochładzała moje obnóża myjąc je przy tym z resztek krwi które pozostały mi na łapach pa upolowaniu dzika. Byłem najedzony i trochę senny. Podniosłem łeb i zauważyłem że wadera znikąd pojawiła się przede mną na trochę głębszej wodzie. Miała zamknięte oczy a woda jej dosięgała do szyi. Byłem zaskoczony jej nagłą ''teleportacją''. Po chwili zanurzyła się wypływając na głębszą wodę. Patrzyłem na nią zdziwiony. Lecz, co ja się czepiam, niech sobie pływa, ja tym czasem pójdę znaleźć sobie jakieś przyjemne miejsce aby się przekimać . Jak już się odwróciłem usłyszałem plusk a także mówiący do mnie głos Rose. 

<Rose?>

wtorek, 4 października 2016

Od Rose cd. Archimedes'a

Poranna roda delikatnie muskała moje łapy, poruszające się w określonym rytmie. Każdy krok postawiony przeze mnie stawiał mnie o kilka centymetrów bliżej do mojego celu, którym był Wodospad Szczęścia. Nieprzespana noc jednak dawała się we znaki. Byłam potwornie zmęczona, całą noc nie zmrużyłam oka, przez nękające mnie koszmary. W końcu dotarłam na miejsce. Spojrzałam na cudowne strumienie wody spadająde z majestatycznych skał. Muszę przyznać, to przepiękne miejsce. Podjęłam decyzję o krótkiej drzemce w cieniu drzewa. Ułożyłam się wygodnie, po czym zapadłam w głęboki sen.
~~~~~
Obudziłam się wypoczęta i rzeźka jak ptak. Nie wiem ile przespałam, jednak sądząc po położeniu słońca zbliżało się południe. Powróciłam do jeziora, tym razem biorąc już kilka łyków chłodnej wody. Westchnęłam cicho, spoglądając w bezchmurne niebo. Nagle usłyszałam szelest. Gwałtownie odwróciłam głowę, spoglądając w stronę, z której dochodził dźwięk. Ujrzałam tak jakiegoś basiora, spoglądającego na mnie. Podszedł do mnie powolnym krokiem, aczkolwiek starając się nie zdradzić pewnego niepokoju o moją reakcję.
- Witaj, mam na imię Archimedes - przedstawił się z lekkim ukłonem. - A jakie ty nosisz imię? - spytał.
- Rose - odparłam krótko. - Nie musisz tak oficjalnie, nie zjem cię - zaśmiałam się.
Basior również parsknął cichym śmiechem.

<Archimedes? ^^>

Od Shadow'a cd. Calamity

Początkowo spoglądałem na przedmiot w niemym zdumieniu. Moneta połyskiwała złotym blaskiem. Na jej powierzchni widniały niezwykłe, tajemnicze znaki, niewiadomego pochodzenia.
- Dziękuję... - wydobyło się z moich ust.
Byłem w stanie wypowiedzieć tylko ten jeden wyraz. Nic innego nie przychodziło mi do głowy. Mimo wszystko, jak wiadomo, to jedno cudowne słowo może wyrazić wszystko. Spojrzałem na waderę. Na jej ustach widniał lekki zarys uśmiechu, jednak nie musiałem zbyt długo się przyglądać, aby dostrzec, iż była okropnie wyczerpana. Szybko schowałem magiczny podarunem, po czym podszedłem do wadery.
- Lepiej chodźmy już, musisz odpocząć... - mruknąłem, pozornie bez emocji.
Mogło się wydawać, że jestem egoistycznym dupkiem, który interesuje się tylko i wyłącznie swoimi sprawami. Prawda jest jednak taka, że niestety przez wiele ciężkich chwil w moim życiu nauczyłem się nie okazywać emocji ani uczuć, przez co wielu odbiera mnie właśnie w taki, a nie inny sposób. Ponownie szliśmy przez dłuższy czas w zupełnym milczeniu. Jak widać ani ja, ani moja towarzyszka nie należeliśmy do grona osób gadatliwych. Nie przeszkadzała mi jednak wszechobecna cisza, wręcz przeciwnie. Mimo, że żadne z nas nie odzywało się ani słowem, potrafiłem nawiązać z nią pewnego rodzaju więź. ,,Mowa jest srebrem, milczenie złotem..." - całkowicie się z tym zgadzam. Silniejszy powiew wiatru targnął moją sierścią, wywołując dreszcze na całym ciele. Ciemne chmury coraz bardziej zasłaniały błękitne dotąd niebo. W oddali rozlegały się grzmoty, które z każdą chwilą przybierały na sile. Wokoło zapanował złowrogi półmrok, a błyskawice co chwilę przecinały ciemnoszary nieboskłon. Pojedyńcze krople uderzały o ziemię, rozpryskując się na wszystkie strony. Z czasem zaczynały spadać większe oraz częściej. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś schronienia. Przeczesałem wzrokiem każdy szczegół, aż natrafiłem na niewielką jaskinię. Bez słowa wskazałem na nią łapą, na co obydwoje ruszyliśmy pospiesznie w tamtą stronę. W środku nie było zbyt dużo przestrzeni, jednak wystarczająco, abyśmy mogli bez problemu skryć się przed nawałnicą. Calamity ułożyła się wygodnie w kącie jaskini, odpoczywając. Ja natomiast usiadłem tuż przy wejściu do jaskini, ale tym na zewnątrz. Deszcz nie robił na mnie wrażenia. Przeciwnie, był dla mnie cudowną formą relaksu i odprężenia. Przymknąłem powieki, wsłuchując się w uderzenie każdej kropli. Czułem jak moknę, jak woda spływa po mojej sierści, mocząc bandaże oraz opatrunki. Przyjemny chłód okrywał moje ciało, zmieniając się powoli w przenikający mróz. Każda sekunda zdawała się trwać wiecznie, kiedy bez przyczyny sterczałem samotnie na deszczu. Wiedziałem, że nie powinienem tego robić, ze względu na moje zdrowie, jednak miałem wszystko gdzieś. Od jakiegoś czasu moje życie nie miało sensu. Straciłem wszystko co miałem, w dodatku na swoje własne życzenie. Pojedyńcza łza spłynęła po moim policzku. Wiedziałem, że nikt nie odróżni teraz jej od kropli deszczu, dlatego nie musiałem na siłę hamować uczuć. Chociaż teraz, mogłem ukazać światu swoje emocje, duszone do tej pory z wielką starannością wewnątrz mnie, ukrywane przed światłem dnia. Łzy są oznaką słabości, a ja muszę być silny, choć już nie mam po co... Nie mam już nic, a moje wnętrze jest puste. Jednakże... Nagle poczułem jakieś dziwne ciepło w środku. Nieznane uczucie, które wzięło się praktycznie znikąd. Moje myśli jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki skierowały się w zupełnie innym kierunku. Z niewodomych przyczyn, kiedy poczułem wspomniane wcześniej ciepło, od razu przypomniałem sobie o pewnej iskierce, która powoli na nowo rozpala we mnie ogień...

<Calamity?>

poniedziałek, 3 października 2016

Od Archimendesa cd. Olivii

Zostałem nowo przyjętej do tej jak na razie nielicznej lecz fajnej watahy. Niezłą małą alfę chociaż już nie pamiętam jej imienia. Pamiętam tylko cząstkę którą Olivia. Znałem pewną Olivię ale to nie czas na opowieści.
Postanowiłem jak każdy nowicjusz zapoznać się z terenami watahy. Lecz jak tylko usłyszałem wielkość tej watahy to na dziś nie myślę nawet o połowie. Przy okazji, czemu podczas zwiedzania nie przekąsić czegoś? Ostatnio mało jadłem. Zresztą, ogólnie mało jem więc nie narzekam na głód. Lecz, przydał by się ktoś kto poznał by mnie z tymi terenami ponieważ przecież na każdym kroku nie będzie napisane co to za miejsce, no nie? Tak więc odwróciłem się, przyłożyłem pysk do ziemi i zacząłem węszyć aby po paru minutach wrócić pod dom Alfy. Po chwili dotarłem do kamieni na których spotkałem po raz pierwszy Olivię. Podniosłem pysk ocierając go przy okazji ocierając go z ziemi i piasku. Samica wciąż tam była więc do niej podszedłem do niej.
-Witaj Olivio. 
Samica leniwie wstała z kamienia patrząc na mnie.
-To znowu Ty? Co chcesz?
-Chciał bym się zapoznać z terenami lecz nie mam jak... Czy może zapoznasz mnie z nimi?

<Olivia? Pomożesz mi czy wyślesz kogo innego?>

Od Calamity cd. Shadow'a

Uśmiechałam się na zewnątrz, ale w mojej głowy majaczył obraz basiora odwracającego ode mnie wzrok. Powiedział, że to nic ważnego i nie chce znać szczegółów, ale prawda była taka, że pragnęłam tego w tej chwili najbardziej. Czułam się z tym źle, moja ciekawość bywała czasem uciążliwa, ale fakt, że trzymałam ją na wodzy nieco zmniejszała poczucie winy. Pozostało mi jedynie przemilczeć ostatnie kilka minut i nie wspominać o tym. 
- No cóż, nie ma na co czekać. – rzuciłam spoglądając na nowo poznanego osobnika na co on skinął głową.
Po drodze miałam okazje zerknąć kątem oka na jego osobę i mój wzrok zarejestrował liczne blizny ukrytych pod sierścią. Nie ważne jak bardzo będziemy się starać i tak będą one widoczne, choć nie wydawało mi się, by Shadow pragnął uczynić je niewidocznymi dla innych. Wyglądało to bardziej jakby nie grało to dla niego znaczącej roli. 
Ostatecznie skupiłam się nie na śladach po dawnych ranach basiora, ale otoczeniu. Nic szczególnego nie dostrzegłam, drzewo przy drzewie. Gdzieś pośród gałęzi mignęła mi ruda kita wiewiórki, przyuważyłam też kilka ptaków. Ogólnie rzecz ujmując las tętnił życiem jak zawsze, ale nie było w tym nic nadzwyczajnego. Może za wyjątkiem liści, które zaczynały wreszcie nabierać jesiennych barw. Poniekąd cieszyłam się na myśl o wielobarwnych koronach drzew nawet jeżeli oznaczało to ich późniejsze opustoszenie. W swoim czasie miały na nowo zarosnąć, dlatego nie było nad czym ronić łzy. 
Jakoś nie było tematu do rozmowy, ale cisza mi nie przeszkadzała. Dla mnie była kojąca, szczególnie po moim jakże niestosownym pytaniu. Czułam, że sprawiłam mu ból, ale nie byłam pewna jak się zrekompensować. Pozostawało mi jedynie nasłuchiwać odgłosów dochodzących zewsząd i czekać na natchnienie. 
Tak jak zaczęliśmy wędrówkę, tak też ją kontynuowaliśmy i skończyliśmy. Zaczynałam żałować, że nie posiadam giętkiego i gadatliwego języka, bo mój towarzysz bez dwóch zdań był równie małomówny co ja. Zwykłam słuchać opowieści innych i raczej przytakiwać oraz czasem dodawać coś od siebie, ponieważ prawda była taka, że pozostali przyjemniej zapamiętają konwersacje głosząc swoje zdanie niż słuchając cudzego. Nigdy mi to nie przeszkadzało i jedynie gromadziłam kolejne to fakty o rozmówcy. 
Jezioro, do którego doszliśmy po pewnym czasie prezentowało się olśniewająco, dosłownie. Tafla wody mieniła się w promieniach słońca tworząc piękne widowisko, a lilie delikatnie poruszały się pod wpływem niewielkich fal powodowanych przez wpływającą do zbiornika rzekę. Wetchnęłam na ten widok i zwróciłam się ku basiorowi.
- Nie będzie Ci przeszkadzało jeżeli się wejdę do wody? – spytałam przezornie. Jego opatrunki tylko by się zmarnowały gdyby je zamoczył, a czułam się nieswojo zostawiając go na lądzie. Był to trochę niedorzeczny sposób na urażenie kogoś, ale wolałam się upewnić, bo nie zwykłam źle nastawiać do siebie innych.
- Skądże. – odparł beznamiętnie i przysiadł na brzegu.
Nie wykazywał żadnych emocji, pozostawał raczej pasywny. Wzbudziło to we mnie swego rodzaju zatroskanie i ciekawość związaną z tym co doprowadziło u niego do takiego, a nie innego ukształtowania się charakteru. To w sumie intrygujące jak duży wpływ ma na nas otoczenie. Najmniejszy bodziec może nas zmienić, ale jeszcze bardziej interesujące było to, że nieświadomie to my decydujemy, którą ze ścieżek po danym zdarzeniu obierzemy. Jedni po byciu zranionym zaczną pałać nienawiścią do innych, a drudzy staną się empatyczni i będą się starali uchronić drugiego wilka przed bólem, którego sami zaznali. Przymknęłam oczy na chwilę i ciężko wypuszczając powietrze odgoniłam od siebie te myśli, by po chwili poczuć na poduszeczkach łap chłodną wodę. Zagłębiając się coraz głębiej poczułam jak otaczająca mnie woda bez problemu zaczęła muskać moją skórę i poczułam dreszcz. Moje spojrzenie powędrowało w stronę Shadow’a, który siedział pusto wpatrzony w ścianę lasu. Zmarszczyłam nieco brwi z troską w oczach i popchnięta impulsem z łatwością, korzystając z pomocy wody stanęłam na tylnych łapach, a przednie złączyłam razem. Skupiłam swoją energie magiczną i po chwili dostrzegłam błysk złotej monety. Mój oddech stał się ciężki i przyśpieszył, ale wiedziałam, że moje dzieło było warte wysiłku. Złapałam zębami za krawędź nowo stworzonego przedmiotu i podpłynęłam do basiora. Moje działania przyciągnęły jego uwagę i przerwały zamyślenie. Teraz obserwował jak się zbliżam i bez większego entuzjazmu skupił wzrok na monecie. Ociekająca wodą upuściłam ją u jego łap i posłałam mu ciepły uśmiech.
- Jeżeli kiedykolwiek przytrafi Ci się coś podobnego do wydarzeń, które zadały Ci tak liczne rany to użyj tej monety. Spełni każde życzenie, ale jest jednorazowa. Może Ci nawet uratować życie jeżeli jej tak nakażesz. 
<Shadow? Nie przejmuj się tym, każdy ma swoje sprawy do załatwienia c:>

niedziela, 2 października 2016

Od Metsan'a cd. Saphiry

Spojrzałam przelotnie na dzieło wadery i ponownie zwróciłem się w jej stronę.
- Ładne czy nie, najważniejsze by spełniały swoje zadanie. – mruknąłem i bez strachu mocno machnąłem skrzydłami by po chwili być nad ziemią. – A co do czasu trwania zaklęcia, to wydaje mi się, że bez problemu wystarczy.
Nigdy nie latałam, ale nudząc się miałem okazje przestudiować parę ksiąg na temat profesjonalnego lotnictwa i dzięki temu teraz szło mi niemalże jak z płatka. Oczywiście, nie możliwym było bym od razu był w stanie perfekcyjnie wyrównać lot, ale po szybko udało mi się wszystko opanować. 
- No nieźle. Kto by się spodziewał, że taki przyziemny basior jak ty da radę niemalże od razu być w stanie ruszyć w drogę ku przestworzom. – rzuciła z uszczypliwą nutą w głosie, a ja tylko zerknąłem na nią z uniesioną brwią.
Wilczyca wyraźnie miała charakterek i choć takie dokuczliwe uwagi wydawały mi się nieco dziecinne to nie miałem zamiaru patrzeć na nią z góry. Po prostu pozostawałem neutralny i czekałem na dalszy rozwój akcji. Kto wie co jeszcze może mi sobą zademonstrować. Zastanawiało mnie czemu jeszcze nie wspomniała nic na temat moich rozmiarów, które w żadnym wypadku nie były normalne, jednak nie byłem do końca pewny czy w jakikolwiek sposób mi wadzi jej brak zainteresowania tą oto rzeczą. 
Nie musiałem długo czekać na Saphire, bo niemalże od razu do mnie dołączyła z lekkim uśmieszkiem. Płynęła w powietrzu zgrabnie i pewnie, bez zawahania czy lęku. Robiła to pewnie od najmłodszych lat, więc nie było się czemu dziwić. Posłała mi krótkie i, ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, wyzywające spojrzenie. Po chwili niczym jaskółka poszybowała przed siebie zostawiając mnie w tyle. Gwałtownie uderzyłem skrzydłami i z dużą siłą podmuchu ruszyłem za nią. Wyraźnie chciała się ścigać, ale nie byłem pewien czy podołam. To w końcu ona była wieloletnim lotnikiem, a ja z samych książek nie nauczę się wszystkiego, to doświadczenie dopełnia wiedze. 
Jej sylwetka zaczęła się nieco przybliżać wraz z upływem kolejnych sekund, a ja nie byłem pewien czy daje mi fory czy może po prostu coraz lepiej sobie radzę. Przyśpieszyłem by po chwili mój cień zamajaczył na grzbiecie Saphiry, która wydawała się niczego nie przeczuwać. Zanurkowałem gwałtownie tak by śmignąć jej przed nosem, ale ona nabrała szybszego tempa i tylko się na mnie obejrzała z delikatnym uśmieszkiem. Zmarszczyłem nieco brwi i poszybowałem za nią. To wyglądało jakby świetnie wiedziała co zaraz się stanie. Nie wiedziałem jak to zrobiła i nawet mając swoje tezy, dopuściłem ten temat i skupiłem się na oddalającej się waderze. 
W końcu miałem okazje się z nią zrównać, ale nie miałem zamiaru lecieć po więcej. Remis w zupełności mi wystarczał, choć przegraną też nie czułbym się zraniony. Lądując nieco się zachwiałem na co Saphira zachichotała rozbawiona. Odruchowo pokazałem jej język zaskakując przy tym sam siebie i szybko go schowałem. Odszedłem wzrokiem w stronę gór i kątem oka zauważyłem jak wadera powtarza mój gest. Prychnąłem niezadowolony ruszając przed siebie i rozglądając się powierzchownie po terenie.
- No to co robimy? – usłyszałem głos wilczycy, która podreptała do mnie lekko z uśmiechem.
- Jak na razie chciałbym nieco się rozejrzeć i zobaczyć co można tu znaleźć. – odparłem wdychając ciężki zapach różnych ziół. Nawet mimo tego, że były świeże oraz nieruszone to i tak wydzielały silną woń. 
Z przyzwyczajenia zignorowałem to i wskoczyłem na pierwszy pagórek, z którego miałem lepszy widok na teren. Gdzieś za sobą usłyszałem ciche kichnięcie i odwróciwszy się zobaczyłem jak Saphira trzyma łapę przy nosie.
- Cóż za intensywne… zapachy. – rzuciła od niechcenia i dołączyła do mnie kręcąc nieco nosem.
- Przyzwyczaisz się, ale jeżeli aż tak bardzo Ci to przeszkadza ot spróbuj oddychać przez pysk. Nie obiecuje, że będzie lepiej, ale zawsze coś. – poradziłem jej obserwując jak ponownie kicha.
- Mmm, tobie to nie przeszkadza, co? – rzuciła mi pytające spojrzenie pocierając przy tym nos łapą.
- Nie, już dawno się z tym oswoiłem. – wzruszyłem lekko ramionami i nie czekając, zacząłem się wspinać pod górę.
- Czyli wybieramy tradycyjny sposób. Na łapach, a nie skrzydłach. – usłyszałem za sobą jej niezadowolony pomruk i na moim pysku pojawił się delikatny, pobłażliwy uśmieszek. 
Nie minęło dużo czasu, gdy ponownie obejrzałem się na Saphire.
- Może wolałabyś iść pierwsza? Nie czuje się zbyt dżentelmeńsko zostawiając się z tyłu. – obserwując ją czekałem na odpowiedź. Wadera kiwnęła głową i bez wahania mnie wyprzedziła.
- No proszę, jaki ty uprzejmy. – odparła nieco uszczypliwie by po chwili jej pysk rozciągnął się w szerokim uśmiechu.
Wydałem z siebie głęboki pomruk i mimo, że był donośny to nie agresywny. Dostarczyłem tym wilczycy powód do śmiechu i z westchnieniem ruszyłem dalej tym razem będąc na tyłach. Kawałki góry łatwo się obsuwały biorąc pod uwagę ich budowę i dlatego też musieliśmy iść ostrożnie. Szło nam nawet nieźle, bez większych komplikacji do momentu, w którym Saphira trafiła łapą na niestabilny kamień i osunęła się na mnie. Podniosłem gwałtownie łeb i jej zad znalazł się na mojej piersi.
- Ups… - wadera zaśmiała się cicho, ale nie zdziwiłbym się gdyby była odrobinę zażenowana.
- Zdarza się. – mruknąłem tylko po czym pozwoliłem by na spokojnie mogła się pozbierać i iść dalej.
Promieniowałem dziś niesamowitą cierpliwością, a nawet się nie starałem. Odrobinę mnie to cieszyło, bo dzięki temu przynajmniej nie miałem nadszarpanych nerwów, a dodatkowo nawet… miło mi mijał czas. Powoli dotarliśmy na szczyt i jedyne co nam pozostało to ześlizgnąć się na dół do przerwy między górami, by tam się rozejrzeć. 
Rozłożyłem skrzydła i spojrzałem na Saphire zachęcająco. Nie musiałem długo czekać na odpowiedź, bo praktycznie od razu poszybowała ona w dół. Wzdychając ciężko ruszyłem za nią i czując wiatr mierzwiący moją sierść uśmiechnąłem się lekko. W sumie posiadanie skrzydeł na co dzień musiało być nawet przyjemną sprawą, ale nie powiedziałbym, że komukolwiek ich zazdrościłem. 
- Tutaj to jest dopiero zaduch. – wychrypiała wilczyca kichając dwa razy pod rząd. 
- Na zdrowie. – powiedziałem tylko i przeszedłem do oglądania kolejnych to okazów roślin.
Wadera za to przysiadła z boku i tylko mi się przyglądała czasem się krzywiąc i powstrzymując kolejne odruchy wywoływane przez jej podrażniony nos. 
Nie znalazłem nic ciekawego albo raczej niczego nowego. Zlokalizowałem kilka rzadszych ziół, ale miałem już z nimi do czynienia, więc bez większego entuzjazmu po prostu zbierałem kolejne to rośliny. 
- Co to? – nagły odzew ze strony Saphiry wyrwał mnie z zamyślenia i z lekkim zdziwieniem zauważyłem, że siedzi obok mnie.
- Babka zwyczajna. – odparłem wracając do zbierania.
- Do czego służy? – z nutą zaciekawienia obserwowała moje poczynania i czekała na odpowiedź.
- Cóż, ze świeże liście można przykładać zwichnięcia czy rany, dodatkowo sok z nich jest bakteriobójczy. Napar z ususzonych pomaga oczyścić organizm z toksyn, obniżyć temperaturę, zlikwidować stany zapalne. Działają zbawiennie na układ trawienny, moczowy i oddechowy. – rzeczowym tonem opowiadałem jej o roślinie i po chwili dodałem – Więc jeżeli kiedykolwiek będziesz mieć wrzody żołądkowe to wiesz czego szukać. 

<Saphira?>