Słyszałem odgłosy walki, krzyki, jakieś dziwne zaklęcia, zapach krwi. Nie wiedziałem co się działo, bo niczego nie widziałem. Byłem ślepy, więc jedynie mogłem polegać na węchu i słuchu. Niestety dużo mi to nie dało. Nagle ziemia zaczęła drżeć od jakiegoś tupotu, a do tego słyszałem krzyk tego kogoś, z kim miałem ta cholerną umowę. Nie wiedziałem co miałem robić. Do mojego nosa doszedł zapach krwi i czułem przyśpieszone bicie serca. Czułem obecność dwóch osób - jednym z nich zapewne była Lyra, a drugim towarzysz wroga. Jego samego gdzieś wywiało, a drugiego nigdzie nie było, a podczas walki poczułem, że nagle znika. Ruszyłem za zapachem krwi, aż dotknąłem ciała. Okazało się, że to był szczeniak, bo usłyszałem jej ciche stęknięcie bólu. Z jednej strony miałem wyrzuty sumienia, że pozwoliłem jej walczyć, ale z drugiej strony byłem zły na tego kogoś, że jej nie wykończył. Dlaczego? Bo teraz będę miał wyrzuty, jeśli jej nie pomogę. A do tego i tak nie pozbyłem się tej szczęśliwej wariatki, więc nic nie wyszło na dobre. Wziąłem ją na grzbiet i ruszyłem za zapachem watahy, a raczej medyka. Bo co miałem z nią zrobić? Nawet nie wiem co jej było!
<Lyra? Ciesz się>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz