poniedziałek, 31 października 2016

Od Lyod'a cd. Lyry

Umówiłem się z tym kimś, że jeśli przyprowadzę Lyrę do niego, to będę miał spokój nie tylko od tego szczeniaka, to jeszcze będę mógł pożyć. Zgodziłem się, bo nic nie miałem do stracenia. Lyra nic dla mnie nie znaczyła, w przeciwieństwie do własnego życia. Tak więc bez problemu mogłem ją oszukać, niestety gdy zacząłem z nią rozmawiać, coś we mnie jakby pękło. Nie mogłem się wpierw normalnie wysłowić, a potem nie byłem pewny co do tej umowy.
Słyszałem odgłosy walki, krzyki, jakieś dziwne zaklęcia, zapach krwi. Nie wiedziałem co się działo, bo niczego nie widziałem. Byłem ślepy, więc jedynie mogłem polegać na węchu i słuchu. Niestety dużo mi to nie dało. Nagle ziemia zaczęła drżeć od jakiegoś tupotu, a do tego słyszałem krzyk tego kogoś, z kim miałem ta cholerną umowę. Nie wiedziałem co miałem robić. Do mojego nosa doszedł zapach krwi i czułem przyśpieszone bicie serca. Czułem obecność dwóch osób - jednym z nich zapewne była Lyra, a drugim towarzysz wroga. Jego samego gdzieś wywiało, a drugiego nigdzie nie było, a podczas walki poczułem, że nagle znika. Ruszyłem za zapachem krwi, aż dotknąłem ciała. Okazało się, że to był szczeniak, bo usłyszałem jej ciche stęknięcie bólu. Z jednej strony miałem wyrzuty sumienia, że pozwoliłem jej walczyć, ale z drugiej strony byłem zły na tego kogoś, że jej nie wykończył. Dlaczego? Bo teraz będę miał wyrzuty, jeśli jej nie pomogę. A do tego i tak nie pozbyłem się tej szczęśliwej wariatki, więc nic nie wyszło na dobre. Wziąłem ją na grzbiet i ruszyłem za zapachem watahy, a raczej medyka. Bo co miałem z nią zrobić? Nawet nie wiem co jej było!

<Lyra? Ciesz się>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz