- Zaopiekujesz się nami? - powiedziała to, przekręcając tym samym swoją głowę.
Kiedy zdjąłem z niej wzrok i spojrzałem się na pozostałe dzieci, ujrzałem na ich twarzach ten sam uśmiech co u niej. Moje palce zaczęły drgać ze zdenerwowania. Kiedy chciałem się wycofać, ta sama dziewczynka powieliła swą wypowiedź
- Zaopiekujesz się nami?
Przełknąłem z trudem gulę w gardle. Dzieci skryte we wnętrzu pokoju zaczęły powtarzać jej wypowiedź, lecz brzmiało to, jak rozkaz. Cofnąłem się o krok, a gdy chciałem się odwrócić w stronę korytarza, na swej drodze ujrzałem srebrnowłosą. Wskazywała na mnie palcem, a z jej oczu zaczęła wypływać jakaś dziwna ciecz
- Zaopiekujesz się nami? - zbliżyła się do mnie.
Widząc moje niezdecydowanie, zrobiła srogą minę, po czym wrzuciła mnie do pokoju. Pod wpływem upadku, zamknąłem oczy, kiedy jednak je otworzyłem, zobaczyłem zamknięte drzwi. Czym prędzej wstałem i podbiegłem do nich, próbując je otworzyć. Naciskałem, szarpałem, ciągnąłem-wszystko na nic. Zamarłem, gdy tylko poczułem zimny powiew na swym karku. Powoli odwróciłem głowę w stronę środka pokoju, jednakże... nikogo tam nie było? Pokój był zniszczony, ciemny. Jakby ktoś tu wpadł, splądrował wszystko i wyszedł. Puściłem klamkę i podszedłem do krzesełka, które jako jedyne było nienaruszone. Oświetlało je nikłe światło. Wahając się trochę, zacząłem do niego podchodzić. Kiedy byłem na tyle blisko, by usiąść, wyciągnąłem rękę w stronę tejże rzeczy. Wtedy usłyszałem szmer za sobą i zanim zdążyłem się odwrócić, zostałem popchnięty na krzesło, które wydawało się mnie uwięzić. W miejscu gdzie stałem, pojawiła się ta sama dziesięciolatka, co przedtem.
- Pobawisz się z nami?
Chciałem się podnieść, lecz to jej się nie spodobało. Zaczęła wydobywać z siebie szaleńcze krzyki, przez co byłem zmuszony zatkać uszy, jak i przystać na jej propozycję. Kiedy się zgodziłem, uspokoiła się, a z cienia zaczęły wychodzić pozostałe dzieci. Było ich łącznie ośmiorga. Stanęły w półkole przede mną i zaczęły coś szeptać. Wtedy zza ich plecy zaczęli wyrastać jacyś ludzie. Jeden po drugim padali na ziemię, to poprzez odstrzał, lub dźgnięcie w ciało jakiegoś ostrza. Każde ginęło osobno, w inny sposób. Kazały mi na to patrzyć, bo gdy tylko zamykałem oczy, lub odwracałem wzrok, one wszystko powtarzały. Zacząłem krzyczeć. Chciałem się uwolnić. Tak mocno się szarpałem, że... się uwolniłem? Byłem na czworakach, podpierając się o podłogę. Dyszałem mocno i głośno. Nagle z ciemności przede mną, zaczęła wypływać jakaś ciecz. Jak poparzony, zacząłem się oddalać, lecz wtedy wpadłem na coś. Spojrzałem się w górę, gdzie opadła kropla tej samej cieczy. Nade mną stała ta sama dziewczyna, a z jej oczu ponownie zaczęła spływać ta ciecz, lecz nie tylko stąd. Zaczęło jej to wypływać z nosa, uszu, jak i ust. Patrzyła się na mnie jak gdyby nigdy nic i uśmiechała się
- Zaopiekujesz się nami?
Wtedy otoczyły mnie pozostałe dzieci, z których również zaczęła spływać ta tajemnicza ciecz. Choć wyglądało to na krew, wcale nią nie było. Odczuwałem to. Wtedy dzieci, zaczęły zamykać mnie w coraz to ciaśniejszym okręgu. Otwarłem na tyle szeroko oczy, jak bardzo mogłem. Nagle dziewczyna, przy której leżałem, powiedziała zapłakana
- Zapłacisz nam za ich winy!
Po tym widziałem już tylko ciemność. A po tej ciemności mogłem sobie zdać sprawę, że śnił mi się tylko koszmar. Nic więcej.
<Lyra? Brak weny, więc opisałam sen. Jak u ciebie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz