niedziela, 2 października 2016

Od Calamity cd. Akuroshi

Fakt, że Kuro starała się odgonić orła nawet mimo tego, że nie atakował jej sprawił, że poczułam do niej jeszcze większą sympatie choć to co zaraz miało się stać i tak było nieuniknione. 
- Nie przejmuj się tym. Po prostu… usiądź. – odparłam cicho obserwując spokojnie jak ptak szybuje z powrotem w naszą stronę.
- Co masz przez to na myśli? Wyraźnie widać, że przejawia agresje – wadera spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- I nie przestanie dopóki nie spełni swojego zadania. – ze stoickim spokojem spojrzałam na nią i posłałam ciepły uśmiech. – Jego atak na mnie jest czymś nieuniknionym, a twoje działania mogą to jedynie odwlekać. 
Kuro zamrugała kilka razy po czym zmarszczyła brwi. Nie dziwiłam się jej, gdyby mi ktoś coś takiego powiedział to pewnie była bym równie zdziwiona co ona. Mój spokój musiał dodatkowo ją kołować, bo powiedzmy sobie szczerze, kto normalny siedzi bez obaw ze świadomością, że zaraz dosięgną go szpony orła. 
Stworzenie było coraz bliżej, a ja doszłam do wniosku, że i tak bywało gorzej. Może mnie jedynie poharatać czy oślepić, kości powinny zostać nienaruszone.
- Kiedy przyleci nic nie rób. Nie będzie się nade mną długo pastwił. – rzuciłam w stronę Kuro wodząc wzrokiem po niebie i czekając cierpliwie.
- N-nie rozumiem, nie rozumiem tego wszystkiego. – odrzekła wadera stojąc nieco spięta.
- Jak będzie po wszystkim to Ci powiem, dobrze? – obdarzyłam ją kolejnym uśmiechem chcąc by trochę się rozluźniła, ale zaczynałam wątpić, że było to możliwe.
Nie doczekałam się odpowiedzi, bo cisze rozdarł ptasi skrzek i po chwili poczułam jak orle pazury orają moją skórę na karku. Utrzymując się nade mną zwierzę drapało na oślep i wydawało z siebie przenikliwe krzyki. Nie drgnęłam nawet gdy ostre szpikulce na jego odnóżach dosięgnęły moich oczu czyniąc mnie ślepą. Słyszałam niespokojne przestępowanie z łapy na łapę Kuro, ale nie ruszyła mi z pomocą. Cieszyłam się, że uszanowała moją decyzje i pomimo bólu wszechogarniającego mój umysł, uśmiechnęłam się delikatnie. W końcu orzeł odleciał wydając z siebie ostatni skrzek, zostawiając mnie zakrwawiona i niewidomą. Moje uszy pulsowały od bólu, a pysk był cały mokry od krwi. Panowała cisza, a ja pozbawiona wzroku spuściłam nieco łeb z zamkniętymi oczami. 
- Za chwile wszystko się zagoi. – powiedziałam chcąc przerwać milczenie.
- Nawet jeżeli to ból i tak z pewnością był ogromny. – doszedł do mnie głos Kuro, który wydawał się dochodzić z mniejszej odległości niż wcześniej. 
- Bywało gorzej. – odparłam z cichym westchnieniem.
Zapadła cisza, a ja poczułam jak wadera siada obok mnie. Rany powoli się zasklepiały, porastały na nowo sierścią i ostatecznie wyglądały jak wcześniej nie pozostawiając śladu czy blizn. Najdłużej, jak można się domyślić, goiły się oczy. Ból łagodniał z czasem, ale obawiałam się otworzyć oczy. Nie przez ból, który mogłam odczuć, ale bardziej przez to, że moje gałki oczne mogły wyglądać teraz odrobinę… niewyjściowo. 
- Już prawie nic nie widać. – rzuciła jakby od niechcenia Kuro i wypuściła ciężko powietrze.
Uśmiechnęłam się pod nosem i uniosłam pysk ku niebu. Jej zachowanie odrobinę mnie rozczuliło.
- Jestem na swój przeklęta. – zaczęłam mówić nieco niezdecydowanie, ale obiecałam, że to zrobię, więc nie miałam wyboru – Kiedyś pewne istoty rzuciły na mnie czar, który sprawia, że cechuje się nadzwyczajnym nieszczęściem. Praktycznie każdego dnia spotyka mnie coś niefortunnego i nie jest to coś w stylu zwykłego poślizgnięcia się na mokrej trawie. To co mi się przytrafia normalnego osobnika mogłoby doprowadzić do śmierci. Na przykład te rany, które u mnie zauważyłaś było spowodowane stratowaniem przez stado saren. Żyje tylko dlatego, że efektem ubocznym tego wszystkiego jest brak możliwości zginięcia przeze mnie od wypadków losowych. Jedynie celowe działanie ze strony drugiego wilka lub starość mogą mnie uśmiercić. 
Powoli otworzyłam oczy i z zadowoleniem ukazało mi się niebo obsypane licznymi chmurami. Przeniosłam wzrok na wilczyce i z lekkim niepokojem czekałam na jej reakcje.

<Kuro?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz