czwartek, 17 listopada 2016

Od Anadil cd. Lyry

Mimo zjedzonego wcześniej zająca musiałam przyznać, że antylopa była wyborna. Nie rozumiałam, co ta wadera, swoją drogą bardzo miła, widziała w roślinach. Tak, jasne. Zdrowe, no i takie fit. Nie to, że nie próbowałam. Owszem, znalazłam kiedyś takie zielone, co to miało liście kwaśne jak nie wiem co. Od tego czasu przerzuciłam się na mięso.
Zapytałam nową znajomą o to, co to mogło być.
- Nie wiesz? Przecież to szczaw. - odparła Lyra z autentycznym zdumieniem.
- Błee, ochydny był. - udawałam, że kaszlę z obrzydzenia.
Wadera zachichotała, po czym zbliżała się z niesmakiem.
- Ochyda to twoje mięsne ścierwa.- prychnęła niby to poważnie, ale już ją wiedziałam, że ledwo skrywa śmiech.
Ja także już dokończyłam jeść.
- Wcale nie-e! Wiesz, nie wiem jak ty, ale ja idę dalej. Chcesz? - z nadzieją spojrzałam na wilczycę. Towarzyszka byłaby mile widziana...
- Mhm.- mruknęła.
Ruszyłyśmy ścieżką przez las. Dookoła liście sypały się kolorową kaskadą na wilgotną ziemię. Wtem zauważyłam taki malutki krzaczek z jakimiś owocami. Szturchnęłam Lyrę.
- Cooooo? - jęknęła.
- No patrz. Tam, widzisz?
Wadera spostrzegła krzak i radośnie pobiegła w jego stronę. Obwąchała dokładnie owoce po czym kłapnięciem połknęła jeden.
- Py-cho-ta! To chyba jakaś późna odmiana malin... Spróbuj tylko!
Niechętnie liznęłam jedną malinkę.
- Ej, tak nie poczujesz smaku! No zjedz!
Naburmuszona skubnęłam owocek.
- Ty, jakie to dobre!
- A nie mówiłam!?
Obie oskubałyśmy krzaczek do resztek, dopóki nie została na nim żadna niebiańsko smakująca malina.

( Lyra? )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz